Pasja polskiego kierowcy do wyścigów, nie tylko F1, była powszechnie znana. Starty w rajdach traktował hobbystycznie. Jednym z nich było właśnie Ronde di Andora, które rozgrywane jest na włoskich ulicach. Podczas jednego z osów samochód Kubicy wypadł z drogi i wbił się w barierkę.
Stan krakowianina był krytyczny. Tej informacji początkowo nie podano do informacji, ale wyszła ona na jaw z czasem. Kubicy groziła nawet amputacja. Lekarzom udało się jednak uratować jego lewą rękę, ale do dziś nie jest ona w stu procentach sprawna. Wypadek wykluczył Polaka z wyścigów Formuły 1.
Wydawało się, że Kubica już nigdy nie będzie w stanie wrócić do sportów motorowych. Ale 33-latek dopiął swego w 2018 roku, kiedy to podpisał kontrakt z Williamsem. Został kierowcą testowym tego zespołu. Nie jest tajemnicą, że gdyby nie wypadek, jego kariera potoczyłaby się zupełnie inaczej.
Zarówno osoby związane z Ferrari, jak i sam Kubica przyznali niedawno, że Polak miał już podpisany kontrakt z włoską ekipą. Rajd Ronde di Andora miał być ostatnim rajdem w wykonaniu krakowiana. Na więcej nie pozwoliłoby mu właśnie Ferrari. - To był ostatni rajd, który miałem przejechać w moim życiu. Wiedziałem, że zespół, w którym będę jeździł w przyszłym roku, nie pozwoli mi na udział w rajdach - powiedział Kubica w odcinku oficjalnego podcastu Formuły 1.
Polak przyznał również, że nie chciał brać udziały w feralnym wyścigu. - Podczas testów w Walencji, gdy obudziłem się jednego dnia, pomyślałem, że nie chcę jechać w tym rajdzie. Zadzwoniłem do jednej osoby, żeby mu to powiedzieć. On był jednak tak podekscytowany organizacją wszystkiego, że nie chciałem mu odmawiać - wyznał kierowca testowy Williamsa.
Kubica wyjaśnił także, dlaczego startował w rajdach samochodowych. - Szukałem czegoś poza F1, co sprawi, że będę lepszym kierowcą, czego nie robią inni kierowcy. Pragnienie stania się lepszym kierowcą była ogromne i rajdy je zaspokajały - powiedział Polak.