"Super Express": - Co pan czuje, kiedy obserwuje kolejne zwycięstwa syna?
Piotr Janowski: - Dumę. Zastanawiam się, jak się Panu Bogu zasłużyłem, że pozwolił mi przeżywać takie chwile. Każdemu życzę tego samego, to coś pięknego.
- Czym zajmuje się pan w jego teamie?
- Doglądam interesu, co trzeba dokupuję, zajmuję się logistyką. Poza tym pomodlę się w trakcie zawodów, co jak na razie pomaga (śmiech).
- Jak to się stało, że w tym sezonie Maciek tak wystrzelił z formą?
- Co sezon robił malutkie kroczki do przodu, ale nigdy nie było jakiegoś wystrzału i fajerwerków. W ubiegłym sezonie miał lekką zadyszkę, po której nabrał sportowej złości. Tuner przygotował mu też silniki, które przypasowały, a wiadomo, jakie znaczenie w dzisiejszym sporcie ma sprzęt.
- Mocno się pan stresuje podczas zawodów?
- Kiedyś bardziej. Żużel to nieobliczalny sport, nieraz się zdarzy, że ktoś zginie. Teraz pomodlę się w parku maszyn i jestem spokojniejszy. Trzeba prosić Boga o szczęście. Chłopak ma już 26 lat i jak na razie dzięki Bogu obywa się bez wielkich kontuzji.
- Jakim dzieckiem był Maciek?
- Rwał się do każdego sportu, był zadziorą. Jak z braćmi jeździli na rowerach, to potem zajmowało mi trochę czasu, żeby pozbierać wszystkich do domu. Problem w tym, że jest astmatykiem. Jak powiedzieliśmy lekarce, że chce jeździć na żużlu, to się pukała w czoło. A potem mówiła, że to najlepszy sportowiec z jej wszystkich pacjentów. Grał też w piłkę nożną, zapisał się do Śląska Wrocław, żeby grać w koszykówkę.
- Kiedy zaczął jeździć na żużlu?
- Jak miał 12 lat. Pojechałem z nim na tor pod Wrocław, mieli tam WSK-ę przerobioną na motocykl żużlowy. Tak się synom to spodobało, że co tydzień musiałem ich wozić, nawet kiedy padało.
- Syn prawie całe ciało ma w tatuażach, denerwuje to pana?
- Śmieję się, że aby ojca złagodzić, to sobie różaniec wytatuował na ręce. A tak poważnie - spodobało mu się, to co mam zrobić? Dla wielu żużlowców tatuaże są jak narkotyk, ciągle muszą robić sobie następny.
- Wygrał dwa Grand Prix z rzędu. W Malilli przydałoby się kolejne zwycięstwo.
- Ach, kto by nie chciał! (śmiech). Ja chcę, żeby Maciek dojechał do półfinału, a już finał będzie spełnieniem marzeń. Musi ciułać punkciki w drodze po mistrzostwo. Do końca sezonu myślami nie sięgam.
Maciej Janowski po złocie w DPŚ: Zdobyliśmy je dla Tomasza Golloba