Lee Richardson nie żyje

i

Autor: archiwum se.pl

Wszystkich Świętych 2012. LEE RICHARDSON NIE ŻYJE. Marta Półtorak, prezes Marmy Rzeszów: Lee, nigdy o Tobie nie zapomnimy

2012-11-01 14:19

Tragiczna śmierć brytyjskiego zawodnika Marmy Rzeszów Lee Richardsona (†33 l.) po koszmarnym wypadku w meczu z Batardem Wrocław pogrążyła w żałobie żużlowy świat. Byłego uczestnika Grand Prix łamiącym się głosem wspomina prezes Marmy Marta Półtorak (46 l.)

MATERIAŁ ARCHIWALNY Z 15.05.2012 r.

"Super Express": - Dotarło w końcu do pani to, że Richardson nie żyje?

Marta Półtorak: - Wciąż nie mogę się z tym pogodzić. Wypadek na pierwszy rzut oka nie wyglądał specjalnie groźnie. Usłyszałam, że ma obrażenia wewnętrzne, ale byłam pewna, że młody organizm upora się z nimi. Kiedy Lee pojechał do szpitala, rozmyślałam nad tym, jak szybko postawić go na nogi. Kiedy powiedziano mi, że zmarł, nie uwierzyłam. W zasadzie wciąż w to nie wierzę...

- Jaki pozostanie w pani oczach?

- Ciepły, spokojny, porządny, otwarty. Po prostu dobry chłopak. Zawsze skłonny do pomocy innym. A poza tym niezwykle wrażliwy. Jeśli ktoś go nie znał, nie pomyślałby, że uprawiał tak twardy sport. Z ogromnym przejęciem podchodził do każdego występu na torze. Na pewno nie był maskotką drużyny czy pomysłodawcą żartów w parku maszyn, ale biła od niego pogoda ducha. Nigdy o nim nie zapomnimy.

- Kiedy ostatni raz mieliście kontakt?

- A raczej kiedy go nie mieliśmy... Lee bardzo przejmował się słabszymi występami i często pisał do mnie e-maile, w których tłumaczył się z nich. W ubiegłym tygodniu pisał mi o problemach ze sprzętem i najbliższych celach. Nie odpowiedziałam mu, ponieważ liczyłam, że dłużej porozmawiamy po meczu we Wrocławiu. Niestety, już nigdy nam się to nie uda.

- Ma pani jakiś pomysł na uczczenie pamięci Lee?

- Pierwszy to msza święta, podczas której ludzie ze środowiska żużlowego będą się za niego modlić. Odszedł dobry człowiek, więc udziałem w niej oddamy mu cześć i szacunek, a po mszy trochę go powspominamy. A druga idea to mecz żużlowy ku pamięci Lee. Chęć udziału wyraziło już wielu żużlowców, którzy nie chcą za to żadnego wynagrodzenia. Dochód z meczu zostanie przekazany dla żony Lee i trójki osieroconych dzieci. Mogą liczyć na naszą pomoc.

- Miała pani okazję przekazać żonie Richardsona kondolencje?

- Bardzo chciałam, ale po ludzku zabrakło mi odwagi. Cóż miałabym jej powiedzieć? Kiedy przyjedzie z dziećmi do Polski, otoczymy ich pełną opieką. A poza tym z całą drużyną chcemy wziąć udział w pogrzebie. Teraz nikt w klubie nie myśli o żużlu.

Najnowsze