Po wspaniałej walce ze Steve'em Cunninghamem Tomek pozował z mistrzowskim trofeum do zdjęć, ale zaraz potem w szatni zabrano mu go. To dlatego, że dla każdego czempiona robią osobny pas.
- Miałem go odebrać wcześniej, ale w New Jersey spadł śnieg. Dla mnie, polskiego górala, śnieg to codzienność, ale tu jest traktowany niemalże jak klęska żywiołowa. Biuro IBF było zamknięte i musiałem czekać aż je otworzą - śmieje się Tomek. - Ale w końcu się udało. Odebrałem mój mistrzowski pas i mogłem go przywieźć do naszego domu w New Jersey.
Żona Dorota (31 l.) i córki Roksana (12 l.) oraz Weronika (8 l.) były zachwycone.
- Moje dziewczyny bardzo się ucieszyły. Mówią, że piękniejszego prezentu nie mogłem im sprawić - cieszy się Adamek, pokazując z dumą trofeum.
"Góral" i jego żona nie mają jeszcze pomysłu, gdzie zawiśnie pas, który na razie spoczywa bezpiecznie schowany w pudełku.
To pierwsze święta, które rodzina Adamków spędziła w Stanach Zjednoczonych. Tomek przyznaje, że trochę brakuje mu Wigilii w rodzinnych Gilowicach.
- Tamta atmosfera jest niepowtarzalna. Choćby dlatego, że w Gilowicach za oknem widziałem góry przysypane śniegiem, a tu naokoło wszędzie mam tylko sąsiednie domy i ulice. Ale do wszystkiego można się przyzwyczaić. Najważniejsze, że mam przy sobie moją rodzinę. Dorota upichciła polskie potrawy. Upiekła nawet pyszną karpatkę i miodownik. Smakują tak jak w domu - zachwyca się Tomek.
Adamkowie Wigilię spędzili w gronie przyjaciół. W nocy tradycyjnie udali się na pasterkę do polskiego kościoła w Harrison. Tam Tomek pomagał przy odprawianiu mszy. A kiedy zgromadzeni Polacy zaintonowani kolędę "Oj Maluśki, Maluśki", Adamek śpiewał tak wzruszająco i od serca, że słuchającym zapierało dech w piersiach.
- Ćwiczyłem śpiewanie tej kolędy w domu, bo chciałem jak najlepiej wypaść. Mimo że mieszkamy w Stanach, kultywujemy nasze polskie tradycje. Żyjemy tak jak byśmy byli cały czas w Polsce. Nie wyobrażam sobie by było inaczej - dodaje mistrz świata.