Binkowski niespełna dwa lata temu wrócił z Kanady do Polski. Nie miał za co żyć, stołował się w jadłodajni dla ubogich prowadzonej przez braci kapucynów, a spał pod Pałacem Kultury i Nauki wraz z innymi bezdomnymi. W kolejnych miesiącach jeździł po kraju, pracował (m.in. na budowie w Szczecinie), ale od jakiegoś czasu ponownie rezyduje w Warszawie. To właśnie w stolicy przygotowuje się do zaplanowanej na 8 lutego walki na gali Fame.
- Te freaki w ogóle mnie nie interesuje, to są jakieś walki dziwolągów. Wchodzę tam ten jeden raz, bo Majewski mi podpadł i musi za to dostać po łbie. Hajs płacą jednak dobry. Dużo z tej kasy przekażę dla dzieciaków z biduli i ośrodków wychowawczych, spora część pójdzie też na seminaria. Kilka tysięcy tu, kilka tam, bo trzeba pomagać, czego sam doświadczyłem po powrocie do ojczyzny. Cała Polska mnie wtedy wspierała, były różne zbiórki, ale ludzie podchodzili też do mnie na ulicy i dawali banknoty czy kupowali coś do jedzenia. Dziękuje wam za to - zdradził w rozmowie z Andrzejem Kostyrą z kanału "KOstyra SE" na YouTube.
Ostatnia walka w karierze Artura Binkowskiego. Strasznie lanie od Michała Cieślaka
Dla Binkowskiego występ na freakowej gali będzie pierwszym pojedynkiem od ponad 10 lat. Ostatni raz na zawodowym ringu można było oglądać go w akcji w kwietniu 2014 roku, ale sam zainteresowany z pewnością niechętnie wraca pamięcią do tego starcia. "Orzeł Biały" w Legionowie został okrutnie zbity przez Michała Cieślaka, który w późniejszych latach dwa razy bił się o mistrzostwo świata.
Zresztą końcówka zawodowej kariery Binkowskiego - mówiąc delikatnie - nie była najlepsza w wykonaniu "Orła Białego". Porażka z Cieślakiem była dla pięściarza z Bielawy czwartą z rzędu - wcześniej lepsi od niego okazali się Krzysztof Zimnoch, Jonte Willis oraz Mike Mollo.