Stevenson był czempionem wagi półciężkiej federacji WBC niespełna pięć lat. Nie tylko dwa razy pokonał Fonfarę (raz na punkty, raz przed czasem w 2. rundzie), ale okazał się lepszy także m.in. od Badou Jacka, Tony'ego Bellew czy Chada Dawsona. Kanadyjczyk liczył na wygraną także z Gwozdykiem, ale Ukrainiec wygrał przez nokaut w 11. starciu.
Sulęcki wyzywa mistrza świata. "Niech pan zrobi wszystko, żeby..."
Tuż po tym pojedynku Stevenson przeżył prawdziwy dramat. Wylądował w szpitalu, został wprowadzony w stan śpiączki farmakologicznej i co najważniejsze przeszedł skomplikowaną operację mózgu. Cudem uszedł z życiem, ale do dziś ma problemy ze zdrowiem.
- Jedno co wiem, to to, że Bóg był po mojej stronie - przyznał na łamach portalu rds.ca. - Ludzie mówią mi, że powinienem być szczęśliwy, że nadal mogę mówić i rozpoznawać innych, ale ciągle odczuwam skutki tamtej walki. Teraz dla mnie najważniejsze jest to, by dzień w dzień pracować nad samym sobą, a głównie nad pamięcią – dodał.
"Pracowałem w laboratorium, które zajmowało się hodowlą konopi"
Stevenson nie ma jednak pretensji do losu. - Boks kiedyś ocalił mi życie, a taki wypadek mógł się w tym sporcie przytrafić każdemu - zakończył Kanadyjczyk.