"Super Express": - Rozmawiamy po pana ostatnim treningu w Warszawie. Jak forma i wiara we własne siły i możliwości?
Przemysław Saleta: - Forma fizyczna i psychiczna jest, jest też dobre nastawienie na sportową rywalizację i dobrą zabawę. Nie mogę się doczekać. Ciężko trenowałem i zrobiłem taką formę, jaką mogłem zrobić w tym czasie i w tym wieku. Wszystko zweryfikuje w sobotę ring.
- Przygotowania już za nami. Jak wyglądają ostatnie dni?
- Ostatni ciężki trening miałem w zeszłym tygodniu w piątek. Od poniedziałku mam trening szybkościowy, w środę miałem 12 rund treningu przekrojowego. Nie czuję się zmęczony. Teraz jest tylko rozruch w czwartek i czekam do soboty.
- Ile te przygotowania kosztowały wysiłku, wyrzeczeń i kilogramów?
- Kilogramów trzynaście. Gdy zaczynałem przygotowania bokserskie ważyłem 117 kilo. W środę rano miałem 106, a w sobotę w ringu myślę, że będę miał około 105.
- To spora strata kilogramów. Co pan zyskuje dzięki niej?
- Przede wszystkim szybkość, która będzie w tej walce istotna. Druga rzecz to wytrzymałość. To też istotne, gdy przez 10 rund dźwiga się kilka kilo mniej.
- Czasu zostało coraz mniej. Denerwuje się pan?
- Niespecjalnie, co chyba wynika z kilku rzeczy. Doświadczenia i sportowego podejścia, szczególnie do tej walki, bo to mój ostatni pojedynek w karierze. Mam ogromny szacunek do rywala, ale wejdę do ringu i będę chciał wygrać.
- Czyli z optymizmem wybiera się pan nad morze?
- Zdecydowanie. Uwielbiam jeździć nad morze, a już jeździć, aby walczyć to szczególnie.
- Ma pan najbardziej pesymistyczny i optymistyczny scenariusz walki?
- Nie mam ani jednego, ani drugiego. Mam założenie iść do przodu, jak najwięcej walczyć w półdystansie, wywierać presję na Gołocie. A jak się to zakończy, to zobaczymy.