"Diablo" obawiał się tej walki. Trzy lata temu w pierwszej obronie mistrzostwa świata IBF boksował fatalnie i przegrał ze Stevem Cunninghamem. - Wszyscy doświadczeni mistrzowie mówią, że pierwsza obrona zawsze jest najtrudniejsza. Na szczęście mam ją już za sobą - mówi Włodarczyk po jednogłośnym zwycięstwie 117-111, 116-112, 115-113.
Przez 12 rund "Diablo" ani razu nie posłał na deski rywala. Sam jednak też nie znalazł się w opałach.
Przeczytaj koniecznie: Adrian Zieliński mistrzem świata
- Obaj byliśmy świetnie przygotowani. To był dobry, taktyczny pojedynek, szermierka na pięści. Oczywiście chciałem go znokautować, kilka razy niewiele brakowało, ale niestety się nie udało. Próbowałem go uśpić podczas walki - tłumaczył "Diablo", któremu raczej udało się uśpić... kibiców na trybunach, bo największymi brawami obdarzali dziewczyny noszące tabliczki z numerami kolejnych rund.
- Kibice by chcieli, żeby każda walka kończyła się efektownym nokautem, żeby po moim lewym haku rywal pluł krwią i wypadał za liny. A to przecież niemożliwe. Przeciwnik nie był wzięty spod budki z piwem, tylko od 4 miesięcy ostro trenował, prawdopodobnie stoczył walkę życia - wyjaśnia "Diablo". - Jestem zadowolony ze zwycięstwa, choć liczyłem na trochę więcej.
Patrz też: Gollob mistrzem świata
Na więcej liczył też pokonany Jason Robinson.
- Przyjechałem po pas, zrobiłem wszystko, co w mojej mocy, ale niestety przegrałem. Nie mam pretensji do sędziów ani do "Diablo", że tak mocno bił. To waga junior ciężka, tu wszyscy tak biją - podkreśla Amerykanin.
Krzysztof Włodarczyk teraz może już zacząć myśleć o turnieju "Super Six", który ma się zacząć pod koniec roku. - Na razie to ja myślę o tym, na który plac zabaw zabrać jutro syna - uśmiecha się mistrz świata.