"Super Express": - Pogodziłeś się z tym, że w twoim organizmie były niedozwolone środki?
Mariusz Wach: - Tyle się o tym swego czasu trąbiło, że zdążyłem się przyzwyczaić. Niczego nie brałem świadomie, ale jeśli coś wyszło na badaniach, to znaczy, że w moim organizmie musiało być. Niemiecka Federacja Boksu nadal nie przesłała mi jednak oficjalnych dokumentów z informacją o karze. Nie wiem, może dostał je menedżer Mariusz Kołodziej. Ja nie dostałem, więc niecierpliwie czekam na odpowiedź.
- Czyli tkwisz w zawieszeniu, a trenujesz dla podtrzymania formy?
- Tak, żeby nie zardzewieć. Otrząsnąłem się, powoli wracam do formy psychicznej. Po treningu czuję radość, bo boks to całe moje życie. Wraca mi dobre samopoczucie. W pewnym momencie miałem dość boksu. Odciąłem się, poza walką Adamka z Cunninghamem nie oglądałem żadnych gal.
- Walkę Andrzeja Gołoty z Przemysławem Saletą obejrzysz? Co o niej myślisz?
- Na pewno przyciągnie kibiców, choć parę lat temu pewnie sprzedałaby się lepiej. W telewizji chętnie ją zobaczę.
- Zostaniesz w grupie Global Boxing? Podejrzewasz, kto ze sztabu mógł podawać ci doping?
- Kontrakt obowiązuje mnie jeszcze przez trzy lata, więc będziemy dalej współpracować. Nie mam ostatnio żadnego kontaktu z Mariuszem Kołodziejem Trzeba jednak wiele rzeczy pozmieniać, zbudować od nowa sztab szkoleniowy i zatrudnić ludzi, którym będę ufał. Podejrzeń nie mam.
- Otrzymałeś pieniądze za walkę z Władimirem Kliczką? (ok. 2,7 miliona złotych - red.).
- Tak, dostali je również inni członkowie sztabu - promotorzy, menedżerowi. Wszyscy.
- Nie myślałeś o końcu kariery? Wierzysz, że będziesz jeszcze w stanie powalczyć o mistrzostwo świata?
- Tak drastycznych myśli, jak o końcu kariery, nie miałem. Jasnowidzem nie jestem, więc nie wiem, czy dojdę znów tak wysoko. Będę jednak z całych sił się starał i zrobię wszystko, co w mojej mocy, by dać kibicom jeszcze kilkanaście dobrych walk.