Sosiński od dłuższego czasu przygotowywał się do występu na gali u Mateusza Borka. Niedawno sparował choćby z Mateuszem Masternakiem czy Mariuszem Wachem, a w opinii wielu ekspertów był nawet faworytem pojedynku. Z kolei Bodzioch, jak sam przyznał po walce, nie miał zbyt wiele czasu na przygotowania. A jednak pokazał się z dobrej strony i wygrał jednogłośnie na punkty.
„To dla mnie PATOLOGIA!” - gala Mateusza Borka wciąż niewpisana na BoxRec [WYWIAD]
Wcale tak nie musiało być, bo Sosiński, jak można było się spodziewać, ostro ruszył na rywala od pierwszego gongu. Podobnie jak Marcin Siwy w lipcu, „Sosna” przełamywał bez problemu gardę Bodziocha i wydawało się, że koniec jest kwestią czasu. Ale Bodzioch przetrwał bombardowanie, szybko wyczuł dystans i zaczął wyprzedzać przeciwnika, który z każdym ciosem tracił sporo sił. Gwoli ścisłości – obaj szybko się „wypompowali” i pojedynek momentami przypominał bitkę pod knajpą, ale zawodnicy zostawili w ringu kawał serducha, za co należy im się szacunek.