„Super Express”: - Przed walką z Sękiem daliśmy w „SE” tytuł „Nadchodzi czas Araba”. Mieliśmy rację?
Robert Parzęczewski: - Chciałbym powiedzieć „umarł król, niech żyje król”, ale na to przyjdzie jeszcze pora. Na razie skupiam się na rozwoju, na tym by iść do przodu.
- Spodziewałeś się, że walka z Sękiem tak szybko się zakończy?
- Miałem za sobą świetne i drogie przygotowania i po takim obozie nie mogłem wypaść źle. Postawiłem wszystko na boks, 90% gaży poszło na sparingpartnerów z Wielkiej Brytanii. Już po pierwszym nokdaunie wiedziałem, że Darek jest naruszony.
- W poprzednich walkach często za bardzo się „podpalałeś”. Z Sękiem zobaczyliśmy dojrzałego Araba.
- Po pierwszym nokdaunie niepotrzebnie się rzuciłem i wpadłem w liny, ale trenerzy szybko mnie uspokoili, po chwili trafiłem ponownie i walka szybko się skończyła. Mam już 25 lat więc czas najwyższy zmądrzeć i dojrzeć.
- „Wyczyściłeś” polskie podwórko w wadze półciężkiej. Co będzie dalej?
- Czas zrobić kolejny krok i wejść na poziom europejski. Moim celem na 2019 rok jest Niemiec Dominic Boesel, a w zasadzie jego pas EBU.
- Zrobisz sobie dłuższy odpoczynek?
- Najpierw muszę sprawdzić ręce. Nie chciałem mówić przed walką, ale mam pewien problem z rękami, nie wszystko jest tak, jak powinno. Ale jeśli zdrowie pozwoli, jeszcze przed nowym rokim wracam do treningów.
Mateusz Borek o Robercie Parzęczewskim: Do takich ludzi świat należy!
Robert ma 25 lat, systematycznie czyni postępy i jest bardzo uczciwym człowiekiem. Jest rozsądny, analityczny. 70% zawodników po podpisaniu kontraktu na walkę z Sękiem już by liczyło, na co wydać gażę, a on zainwestował prawie wszystko w sparingi.
Robert jest świadomy tego, czego chce. Nie porywa się z motyką na słońce, sam mruży oko, gdy widzi siebie na 5. miejscu w rankingu WBO. Do takich ludzi świat należy! Nie wiem, jak daleko zajdzie, ale w Radomiu zrobił kolejny krok. Sęk przetrwał niedawno 7. rund z Brytyjczykiem Anthonym Yarde, a „Arab” potrzebował 5 minut 35 sekund eksplozywnego boksu i było po zabawie.