Trafiłem do niego w lecie 1991 roku. To był wtedy człowiek-instytucja. Wychował i prowadził 15 mistrzów świata, w tym tych najwybitniejszych: Muhammada Alego i Sugara Raya Leonarda. Na mnie jednak większe wrażenie niż jego kariera, wiedza o boksie i warsztat trenerski, zrobiło to, jakim był człowiekiem. Naprawdę, bardzo niewielu takich ludzi spotkałem w życiu. Był ciepły, uczciwy, szczery i prostolinijny. Mówił to, co myślał, ale nigdy nikogo nie obrażał. W świecie bokserskim to bardzo rzadkie.
Na początku mojej kariery w USA zarabiałem tyle, że ledwie wystarczało na utrzymanie. Kiedy po jednej z walk przyszedłem do trenera, żeby oddać należne mu 10 procent, powiedział, żebym się nie wygłupiał. "Zapłacisz mi, jak będziesz przyzwoicie zarabiał" - stwierdził. Nigdy tego nie zapomnę.
Kiedy trafiłem do niego na zajęcia, miał ponad 70 lat. To było dla mnie szokujące, bo u nas ludzie w tym wieku mieli wtedy nastawienie, że już pora umierać. A on ciągle był aktywny. I nic się nie zmieniło przez kolejnych 20 lat, aż do końca jego życia.
Angelo Dundee udowodnił, że jeśli ktoś ma pasję, może być wiecznie młody.