- Taką ponaddwumiesięczną wyprawę miałem w planach od dawna. Interesowałem się tajskim boksem, a nigdy nie miałem okazji go trenować - mówi nam Saleta.
Cel podróży to szkółka tajskiego boksu w prowincji Surat Thani. - Poleciałem trochę w ciemno. Wiedziałem, gdzie będę trenował, a pierwszą noc spędziłem w szkole sztuk walki, która oferuje też pokoje. Potem wsiadłem na skuter, pojeździłem i znalazłem dom do wynajęcia. Położony już w terenie górzystym, ale oddalony o pół kilometra od plaży - opowiada.
Przeczytaj koniecznie: Władymir Kliczko sięgnie po mistrzowski pas WBC, który utracił jego brat?
Życie w egzotycznym kraju wiąże się z niespotykanymi w Europie problemami. - Urokiem miejscowej fauny są duże pająki i mrówki, których jest mnóstwo. Trzeba uważać, by nie zostawiać na wierzchu jedzenia. Dlatego sam robię jedynie śniadania, a obiady jem w restauracji. Uwielbiam miejscowe zupy z kurczakiem i makaronem, kurczaka z czosnkiem i pieprzem oraz owoce morza, które są tu wyjątkowo świeże - mówi Saleta, który oprócz treningów tajskiego boksu pracuje na siłowni i biega.
- W Tajlandii jest gorąco i wilgotno, co przeszkadza, ale i jest korzystne. Łatwiej gubić kilogramy, w ciągu pierwszych dwóch tygodni schudłem 6 kilo - relacjonuje bokser.
Najważniejszym punktem jest trening Muay Thai. - Tajski boks to jedna z najbrutalniejszych sztuk walki, bo oprócz pięści i nóg używa się kolan i łokci. To sprawiało mi na początku problem, bo ruchy podczas starć należy wykonywać instynktownie, a uderzając łokciem chwilami się wahałem. Z treningu na trening jest jednak lepiej - mówi Saleta.
Przemek po raz ostatni walczył w lutym tego roku, gdy w pożegnalnej bokserskiej walce pokonał Andrzeja Gołotę. - Kolejnych występów nie planuję, chociaż... kto wie? Może jakąś walkę stoczę w Tajlandii, bo dwa razy w tygodniu odbywają się tu gale. Tylko ze znalezieniem rywala moich rozmiarów może być problem - śmieje się Saleta.
- Do Polski wracam pod koniec lutego, by na początku marca wziąć udział w Biegu Po Nowe Życie w Wiśle - dodaje.