Szokująca informacja o śmierci Skrzecza pojawiła się w środowy wieczór i wstrząsnęła polskim sportem. Niezwykle ceniony pięściarz, trener i ekspert boksu zmarł w wieku 65 lat, choć nic na to nie wskazywało. Jak ustaliliśmy po kilkunastu godzinach, jego martwe ciało odnalazła córka. Skrzecz nie cierpiał na żadną poważną chorobę i najbardziej prawdopodobną przyczyną śmierci jest zawał serca. Za potwierdzenie tych słów najlepiej służy fakt, że ćwierćfinalista IO w Moskwie kilka dni przed śmiercią odbył normalne treningi. 7 lutego wraz z Kosedowskim udał się do Szkoły Podstawowej nr 368 im. „Polskich Olimpijczyków” w Warszawie, a w zeszłym tygodniu trenował też z Grzegorzem Proksą i Maciejem Sulęckim.
Tak Grzegorz Skrzecz wyglądał kilka dni przed śmiercią. "Był jak dwa miliony dolarów!"
- Kilka dni temu, dokładnie we wtorek w ubiegłym tygodniu [7 lutego - red.]. W Szkole Podstawowej nr 368 im. „Polskich Olimpijczyków” w Warszawie spotkaliśmy się z młodzieżą. Był Grzesiek, srebrna medalistka w skoku wzwyż z Moskwy Urszula Kielan i ja. Rozmawialiśmy, śmialiśmy się, były zdjęcia, autografy, ogólnie świetne kilka godzin. Grzesiek założył tarcze, ja trochę pouderzałem. Było bardzo wesoło. Nikt wtedy nie przypuszczał, że za tydzień Grześka już z nami nie będzie. On wyglądał na tym spotkaniu jak dwa miliony dolarów, pełen humoru, dowcipu. Straszna szkoda - opowiedział o ostatnim spotkaniu ze Skrzeczem "Kosa".
Na potwierdzenie jego słów mamy zdjęcie z owego spotkania, które służy za ilustrację tego tekstu. Faktycznie widać, że obu byłym pięściarzom dopisywał humor, a Skrzecz był uśmiechnięty od ucha do ucha.