"Super Express": - Tomasz Adamek mówi, że wasz pojedynek zapowiada się ciekawie, bo jesteś zdesperowany...
Eddie Chambers: - Ma rację! Jestem zdesperowany, żeby go pokonać i dostać kolejną szansę walki o mistrzowski pas.
- Byłeś na ostatniej walce Adamka z Aguilerą. Już wtedy wiedziałeś, że będziesz jego kolejnym rywalem?
- Były już takie plany, dlatego chciałem zobaczyć Tomka z bliska. Bardzo podobał mi się ten pojedynek. Nagy okazał się lepszym rywalem niż wszyscy się spodziewali. Ale Adamka nie zaskoczył.
- Jak zdesperowany pięściarz przygotowuje się do walki z Adamkiem?
- Tak jak do każdej poprzedniej. Codziennie poza niedzielą mam trening bokserski, poza tym mam zajęcia na siłowni i biegam, czasem dłuższe dystanse, a kiedy indziej sprinty.
- To przez te biegi nazywają cię szybki Eddie?
- Kiedyś nazywano mnie też gruby, ale nigdy się tym nie przejmowałem. W tej chwili ważę około 95 kilogramów i taką wagę chcę utrzymać do walki z Adamkiem. Dla mnie najważniejsze zawsze było to, że jestem szybki w ringu i trudno mnie trafić. Adamek może mieć ze mną spory kłopot, bo jestem szybszy niż jego poprzedni rywale.
- Kłopotu z twoją szybkością nie miał Władimir Kliczko, z którym przegrałeś w 2010 roku...
- Bracia Kliczkowie są jedyni w swoim rodzaju, Adamek przekonał się o tym na własnej skórze. Najważniejsze, by po porażkach wyciągnąć właściwe wnioski i wrócić jeszcze silniejszym. Tomaszowi się to udało i mnie także.
- Przez rok nie boksowałeś z powodu kontuzji. Jak się czujesz teraz?
- Nic mi nie dolega i jestem w szczytowej formie. Za mną dwie kontuzje kręgosłupa, a niedawno miałem pęknięte żebro. Zrosło się, ale bolało niemiłosiernie. Mogłem wziąć środki przeciwbólowe, ale nie lubię lekarstw, wolę sam walczyć z bólem. To część mojego zawodu.