Na początek najważniejsza informacja: wszyscy członkowie polskiej ekipy zmierzają do kraju (Tomasz Babiloński już jest w Polsce), a ich bezpieczeństwo nie jest zagrożone. O godzinie 16:40 na warszawskim lotnisku Chopina powinien wylądować samolot z Brukseli, na pokładzie którego są Michał Cieślak, Andrzej Liczik, Tomasz Skarżyński, Karol Kosak i Mateusz Ratyński.
W sobotę po walce Cieślaka gruchnęła wiadomość, że kilka godzin przed pojedynkiem Kinszasę opuścili promotorzy Wasilewski i Babiloński, którzy mieli zniknąć z pieniędzmi (wg nieoficjalnych informacji - ok. 150 tys. dol.). Przypomnijmy, że jeszcze w dniu pojedynku federacja WBC zagroziła, że jeżeli do godziny 14 nie znajdą się pieniądze, to pasa nie będzie w stawce. Kasa, z lekkim poślizgiem, w końcu się znalazła, a przyniósł ją czarnoskóry jegomość w… plecaku. WBC czekała na informację od Wasilewskiego i… Dona Kinga czy pieniądze (w tym te dla federacji) się zgadzają. W tej sytuacji musieli uwierzyć im na słowo.
– Don King ostrzegał mnie, bym tam nie jechał. Ma taką bardzo ciekawą teorię, że w krajach, powiedzmy, egzotycznych można robić biznes, ale pod warunkiem, że robi się go z człowiekiem numer jeden w kraju, czyli np. prezydentem. Prezydent jest na świeczniku, nie może stracić twarzy, zatem nie będzie oszukiwał. King uważa, że jeśli negocjujesz z facetem numer 5, to może się wszystko wydarzyć. Dlatego nie przyjechał do DR Konga – tłumaczy Wasilewski.
Na jednym z umieszczonych w Internecie nagrań widać jak podczas procedury liczenia pieniędzy dochodzi do nieporozumienia. Na nagraniu widać Wasilewskiego, generała Ferdinanda Luyoyo i tłumacza.
Tłumacz: - (…) Oni muszą się tu podpisać.
Wasilewski: - To my musimy się podpisać!
Tłumacz: - Zrozum mnie dobrze. Masz zdjęcie, to jest dowód, że dostałeś pieniądze.
Wasilewski: - Nie. To dowód, że są pokazane pieniądze.
Tłumacz: - Chcesz się tłumaczyć tutaj w tym kraju?
Biorąc pod uwagę fakt, iż pierwszej nocy polska ekipa została okradziona metodą „na policjanta” z kilkuset dolarów, trzymanie w hotelowym pokoju 150 tysięcy dolarów było co najmniej ryzykowne.
– Kwota, którą mieliśmy przy sobie w Kongu, jest ogromna. Różni ludzie mogą dla takiej sumy robić różne rzeczy – opowiada Andrzej Wasilewski.
To właśnie wtedy w głowach polskich promotorów zakiełkowała myśl o ucieczce. Promotorzy uznali, że jeśli w świat pójdzie wiadomość o tym, że oni uciekli z pieniędzmi, to nikt na miejscu nie będzie już nękał Michała Cieślaka i ekipy. Wasilewski zapewnia też, że wraz z Babilońskim dopilnowali, by polska ekipa do końca pobytu w Kinszasie miała zapewnioną ochronę.
Ucieczka z DR Konga była jak rodem z filmu sensacyjnego. Promotorzy znaleźli dwóch młodych motocyklistów, którzy za drobną opłatą zgodzili się ich przewieźć. Ciemna noc, morze ludzi na ulicach, auta jadące pod prąd, momentami jazda przez nierówne pola, a w środku tego wszystkiego dwóch przerażonych polskich promotorów. Andrzej Wasilewski pojechał nad Rzekę Kongo i przeprawił się do drugiego państwa kongijskiego czyli Republiki Konga, a Tomasz Babiloński pojechał na lotnisko.
- W instytucjach kontrolowanych przez DR Konga nie została ani złotówka, miejmy nadzieję, że całość trafi do Polski – tłumaczy Wasilewski.
Biorąc pod uwagę, że przepisy Demokratycznej Republiki Konga pozwalają na wyjazd osobom, które mają przy sobie nie więcej niż 10 tysięcy dolarów, od razu rodzi się pytanie: jak promotorzy przewieźli tak dużą kwotę?
– Pieniądze zostały rozbite na raty. Część kasy jest już w Brukseli, a reszta jest w drodze. Między innymi dlatego, przedłuża się mój powrót do kraju. Więcej nie mogę zdradzić – powiedział Wasilewski, który planuje przyjazd do Polski w poniedziałek lub wtorek. Prawdopodobnie oznacza to, że każdy z członków ekipy Cieślaka wziął na siebie dozwoloną kwotę, a resztę promotorzy próbowali przelać do Polski. To jednak wiadomości niepotwierdzone.
Wypad do Kinszasy to jednak nie tylko sceny rodem z kina akcji, ale przede wszystkim sport. Polska ekipa rozważa złożenie protestu do WBC w sprawie błędów proceduralnych w trakcie pojedynku. Jedna z rund trwała krócej aż o minutę (niektóre były dłuższe o kilkanaście sekund niż powinny)!
– O tym, czy będziemy składać protest, postanowimy prawdopodobnie w środę. Co może być celem protestu? Unieważnienie werdyktu, nakazanie rewanżu lub wywalczenie lepszej pozycji rankingowej. Obawiam się, że dla wariantu pierwszego są zbyt małe podstawy, by walkę unieważnić. Ale rewanż i lepsza pozycja w rankingach jest moim zdaniem realna – przekonuje Wasilewski, który marzy o doprowadzeniu do rewanżu w nowej hali w Radomiu, kiedy ta powstanie. – Jedno jest pewne: Michał udowodnił, że ma bardzo duży potencjał i papiery na bycie mistrzem świata. A my? Kolejną, bezcenną naukę, choć nawet nie chcę myśleć, ile siwych włosów nam wszystkim przybyło – kończy promotor.