Artura Szpilki w akcji nie oglądaliśmy od stycznia 2016 roku, kiedy to został brutalnie znokautowany przez Deontaya Wildera w walce o tytuł mistrza świata federacji WBC w wadze ciężkiej. Od tamtej pory wracał do formy, ale zmagał się też z licznymi problemami zdrowotnymi, które skutecznie uniemożliwiały mu ponowne treningi. Wydawało się, że w ringu obejrzymy go 25 lutego na gali w Birmingham. To właśnie wtedy miał się zmierzyć z Dominikiem Breazeale'em, ale walka z Amerykaninem w ostatniej chwili została odwołana.
Miało do niej jednak dojść w czerwcu lub lipcu. Tak przynajmniej wynikało z doniesień promotora Szpilki Andrzeja Wasilewskiego. Choć pojedynek nie był oficjalnie potwierdzony, to polski pięściarz był niemalże przekonany, że wreszcie skrzyżuje rękawice z 31-letnim dwumetrowcem. Ale wygląda na to, że do ich starcia znów nie dojdzie!
- Ten cały boks jest poje*** !!! Dziś trener mi mówi ze DB nie chce ze mną walczyć .. a jeszcze kilka dni temu chciał. Leszcze, same leszcze - napisał na swoim profilu na Twitterze Szpilka. Wpis ten skomentował Mateusz Borek, dziennikarz Polsatu, który stwierdził, że celem Breazeale'a jest najprawdopodobniej walka o pas mistrzowski z Wilderem, a do tego sowite wynagrodzenie. Wszystko to zamiast ryzykownego i niekoniecznie opłacalnego finansowo pojedynku z nieklasyfikowanym w rankingach Polakiem.
- Jeszcze kilka dni temu Amerykanin chciał ze mną walczyć, teraz już nie chce. Leszcz i tyle. Nawet nie wiem, czy jest jakaś inna opcja, do trzech dni ma być wszystko jasne. Tym wiecznym oczekiwaniem jestem już jednak bardzo zmęczony i bardzo zdenerwowany - powiedział z kolei Szpilka w rozmowie ze Sport.tvp.pl.