W Ameryce walki w których w ringu pojawia się De La Hoya zawsze sprzedawały się jak ciepłe bułeczki. Sobotnią transmisję w ramach usługi pay-per-view (w której płacimy za konkretny, interesujący nas program) zakupiło 1,25 miliona kibiców boksu. Pojedynek do którego doszło w Las Vegas wygenerował 70 milionów dolarów czystego zysku.
To dopiero czwarty przypadek w historii pay-per-view, gdy walka pomiędzy bokserami z niżej wagi niż ciężka (w tym przypadku była to waga półśrednia) przekroczyła magiczną granicę miliona abonamentów. Rezultaty nie powinny jednak dziwić, wystarczy spojrzeć na wyniki jakie osiągały inne walki z udziałem „Złotego Chłopca”, który uznawany jest za rekordzistę jeśli chodzi o zyski wygenerowane z walk.
Absolutnym rekordem jest pojedynek z 2007 roku z Floydem Mayweatherem Juniorem. Wówczas sprzedano 2,4 miliona abonamentów pay-per-view, co dało 120 milionów zielonych papierków. Jeśli zsumujemy wszystkie walki Amerykanina transmitowane w tym systemie, wychodzi, że wykupiła je oszałamiająca liczba kibiców – 12,6 miliona. Całkowity zysk z tych walk to aż 610 milionów dolarów. Dla porównania drugi w klasyfikacji najlepszych Mike Tyson zarobił 545 milionów i zgromadził przed telewizorami 12,4 miliona fanów. Zatem nikt nie powinien mięć już wątpliwości, dlaczego De La Hoya nazywany jest „Złotym Chłopcem”.