"Don Kasjo" ostatnią walkę stoczył na początku lipca. Na gali PRIME MMA 5 po raz pierwszy zawalczył w boksie w małych rękawicach i przegrał przed czasem z uznanym kickbokserem, Dominikiem Zadorą. Teraz włodarz PRIME powraca, by na szóstej gali swojej federacji zmazać plamę. Ponownie zawalczy w formule, która ostatnio nie przyniosła mu szczęścia, a tym razem jego rywalem będzie, uchodzący za czołowego polskiego freak-fightera, Paweł Tyburski. Mimo to, "Kasjo" jest niezwykle pewny siebie.
Don Kasjo mocno przed walką z Tyburskim na PRIME 6. "Mogę zdeklasować wszystkich!"
"Super Express": - Po porażce w boksie w małych rękawicach znowu stoczysz walkę na takich zasadach. Tym razem sobie poradzisz?
Kasjusz "Don Kasjo" Życiński: - Poradzę sobie. Z Zadorą to był przypadek, ale wygrał, niech będzie. Akurat trafiło się raz na sto, że przegrałem. Spoko, to też są fajne emocje. Życie jest po to, żeby cały czas przeżywać nowe emocje. Możliwe, że nigdy nie dowiedziałbym się o sobie tyle, gdybym nie przegrał z takim leszczem.
- Skąd tyle złej krwi między tobą a Pawłem Tyburskim?
- Wiem, co robił złego, i czego nie robił. Chciałbym, żeby powiedział ludziom, dlaczego robił takie i takie rzeczy. Po Warszawie i Internecie krąży o nim mnóstwo historii.
- Czy w związku z aferą, która zalała ostatnio Internet i przykryła inne tematy, były to dla ciebie najtrudniejsze przygotowania?
- Nie, bo nie miałem okazji się szczególnie przemęczyć. Półtora miesiąca przygotowań to nie jest dla mnie ciężko. Bardziej muszę sobie poukładać w głowie, bo nie jest to już moja pasja. Ciężej mi się trenuje, a to, co działo się w Internecie… Raczej mam zaplanowany dzień, robię kilka fajnych rzeczy, a jedynie wieczorem mogę puścić sobie jakieś urywki.
- Po ostatniej porażce nie powinieneś włożyć więcej wysiłku, by pokazać się z lepszej strony?
- Uważam, że dużo włożyłem. Trener Marek Chrobak namówił mnie na obóz w Zakopanem i po powrocie cały czas zapie***lam dwa razy dziennie, odstawiłem wszystkie poboczne rzeczy i skupiłem się na treningach. Wiem, że jak się przygotuję, to zdeklasuję cały ten rynek freak fightów. Wtedy mogę się bawić z nimi wszystkimi, mogę robić, co chcę. Moje walki zawsze dawały emocje – czy pozytywne, czy negatywne. Nawet te w dużych rękawicach, które czasem krytykowano, były lepsze niż taka walka jak np. Ferrari vs Tańcula na FAME 19. Wieszali na siebie ch***, a tu trzy rundy stoją, ktoś kogoś położy i wygrana. Co to jest? Lepiej przywalić sobie po ryju.
- Co do FAME - jak wygląda sytuacja pozwu, który federacja złożyła przeciwko tobie po burzliwym odejściu?
- Trwają mediacje. Ostatnio widziałem się z Krzysztofem i Rafałem [Rozparą i Pasternakiem, prezesami FAME – red.]. Podaliśmy sobie rękę. Możliwe, że ja też dojrzałem do tego, że to był biznes. Może za mocno kiedyś wierzyłem w to, że tworzymy coś razem. Nie chodzi o to, że chciałem jakieś udziały czy cokolwiek. Po prostu wydawało mi się, że jestem częścią, a przy walce z Pałką [Normanem Parke'em] poczułem, że to tylko biznes. I spoko. Czułem regres, taki jakby brak szacunku do mnie. Cieszę się, że wtedy odszedłem, ale ostatnio się widzieliśmy, rękę sobie podaliśmy i zobaczymy, co będzie.
Wiem, że jak się przygotuję, to zdeklasuję cały ten rynek freak fightów. Wtedy mogę się bawić z nimi wszystkimi, mogę robić, co chcę