Mateusz Gamrot zdawał sobie sprawę, że przegrana z Beneilem Dariushem kosztowała go sporo, jeśli chodzi o kolejny dobór rywali. Przyznał, że gdyby nie okazja wzięcia w zastępstwie walki z Turnerem, to mógłby wrócić do klatki UFC dopiero kilka miesięcy później. – Wziąłem tę walkę, by pozostać aktywnym. Nie odpowiadali na wyzwania, bo Chandler zapewne wiedział już o walce z Conorem McGregorem, a dos Anjos chce się bić w innej kategorii. Gdyby nie ta walka wróciłbym zapewne dopiero po wakacjach. Wiedziałem, że muszę dłużej poczekać na swoją szansę, bo UFC stawia na wygranych – powiedział Gamrot w rozmowie z „Super Expressem”.
Czołowy polski zawodnik wagi lekkiej zaczął pojedynek bardzo spokojnie. Turner próbował kopać i korzystać ze swojej przewagi zasięgu i wzrostu, ale Gamrot potrafił dobrze kontrować zdecydowanie wyższego przeciwnika. "Gamer" w końcu zanurkował po nogi i wykorzystał swoje zapasy. Po zerwaniu klinczu pod siatką Turner wyprowadził kilka mocnych ciosów, a po jednym z nich nasz zawodnik wylądował na macie.
Turner w drugiej rundzie znowu powalił Polaka na matę swoim ciosem - tym razem wątpliwości nie było, to był ewidentny nokdaun. Gamrot ostatnie kilkadziesiąt sekund rundy znów spędził na górze i w krucyfiksie starał się punktować. Trzecia runda była już dominacją ze strony "Gamera" i zdecydowanie rundą najłatwiejszą do wypunktowania. Polak walkę skończył z pozycji dosiadu.
Sędziowie punktowali pojedynek Gamrot - Turner niejednogłośnie. Dwóch arbitrów wskazało na wygraną Gamrota 30-27 i 29-28. Z kolei jeden punktował dwie rundy dla Turnera i jedną dla Gamrota.