Przypomnijmy, że w ubiegły weekend w Nowej Zelandii Kowalkiewicz przegrała jednogłośnie na punkty z Chinką Yan. Polka już w pierwszej rundzie doznała potwornej kontuzji prawego oka, przez co miała poważne problemy ze wzrokiem. Mimo niedogodności i ogromnego bólu pokazała wielki hart ducha, bo wytrwała pełen dystans, a w 3. odsłonie była nawet bliska zakończenia walki przed czasem.
Uraz okazał się poważniejszy niż pierwotnie przypuszczano, bo okazało się, że nasza wojowniczka walczyła z pękniętą kością oczodołu. Lekarze w Nowej Zelandii początkowo nie pozwolili Kowalkiewicz na powrót do Polski. Istniała bowiem obawa, że ze względu na skoki ciśnienia związane z podróżą samolotem, ryzyko podróży byłoby zbyt duże. – Straszą mnie, że mogłabym nawet stracić wzrok, a wolałabym widzieć – mówiła łodzianka na nagraniu umieszczonym w Internecie. Po dokładnych badaniach, nowozelandzcy lekarze wydali jednak zgodę na powrót Karoliny do kraju.
Samolot z Kowalkiewicz i jej trenerem Łukaszem Zaborowskim na pokładzie wylądował na warszawskim lotnisku dokładnie o godzinie 5.41. Kilkanaście minut po godzinie szóstej Karolina w towarzystwie szkoleniowca pojawiła się w hali przylotów.
- Lot minął bez problemu, czuję się dobrze. Co będzie dalej? To się okaże – powiedziała „Super Expressowi” Karolina, którą przywitaliśmy po przylocie do Polski. Łodzianka prosto z lotniska pojechała do jednej z warszawskich klinik na dokładne badania kontuzjowanego oka. Te potwierdziły pęknięty oczodół, który wymaga wszczepienia tytanowych blaszek.
Operację zaplanowano na czwartek w przyszłym tygodniu.
Naszej Wojowniczce życzymy jak najszybszego powrotu do zdrowia!