Kowalkiewicz przegrała ze swoją rywalką na punkty. Już w pierwszej rundzie doznała jednak poważnego urazu, który tak naprawdę powinien był ją wykluczyć z dalszej walki. Mimo to Polka trafiła do szpitala dopiero później, po pojedynku zakończonym werdyktem sędziowskim. - Pierwszy raz po walce nie mogę powiedzieć, że wszystko jest OK, bo nie jest. Wynik ma teraz mniejsze znaczenie, najważniejsze jest moje zdrowie. Na początku pierwszej rundy taka delikatna kostka pod okiem mi się złamała i nerw wzrokowy tam utkwił. Całą walkę praktycznie nic nie widziałam. Widziałam podwójnie, wszystko było jak we mgle - relacjonowała łodzianka w filmiku, który zamieściła w mediach społecznościowych - relacjonowała Kowalkiewicz w mediach społecznościowych.
Fani sportów walki, ale i nie tylko, zaczęli poważnie obawiać się o stan zdrowia polskiej wojowniczki. Jednocześnie zaczęto poddawać w wątpliwość nawet samo startowanie kobiet w bardzo brutalnych sportach walki. Po dłuższym czasie oczekiwania do wszystkiego postanowiła odnieść się sama zainteresowana. Na swoim Twitterze napisała: - Cholera, zdarza się. Wciąż kocham ten sport i UFC. Nie martwcie się, wszystko będzie dobrze.
Jak zatem widać, nawet pomimo brutalnej i bolesnej kontuzji, Kowalkiewicz jasno deklaruje, że nie zamierza rozstawać się z UFC. Polka wciąż kocha walkę w oktagonie, chociaż obecnie bez cienia wątpliwości musi się skupić na powrocie do optymalnej dyspozycji zdrowotnej, zanim znów zmierzy się z którąś z rywalek.