Nie ma wątpliwości, że mieszane sztuki walki zyskały tak ogromną popularność w Polsce między innymi dzięki 38-latkowi. Podpisanie kontraktu z Chalidowem było strzałem w dziesiątkę w wykonaniu władz KSW. W tej federacji olsztynianin występował w zasadzie od początku jej powstania i został na długie lata.
W polskiej organizacji MMA zadebiutował w 2007 roku. Jego pierwszym rywalem był Alexander Stefanović, którego pokonał przez nokaut techniczny. Kończenie walk przed czasem stało się znakiem rozpoznawczym Chalidowa. Nierzadko robił to w efektowny sposób i jego nokauty lub poddania były doceniane przez organizatorów.
Często bywało tak, że na pojedynek z udziałem Polaka czekało się całą galę, a on kończył pracę w kilkadziesiąt sekund. Tak było m.in. w rywalizacji z Michałem Materlą, czy Jamesem Irvinem, gdzie walki kończyły się po nieco ponad pół minucie. Chalidow swój pierwszy pas w KSW zdobył w 2009 roku. W walce o tytuł w wadze półciężkiej pokonał Daniela Acacio.
Sześć lat później, we wspomnianym pojedynku z Materlą, został mistrzem wagi średniej. Wielokrotnie mówiło się, że Chalidow będzie miał okazję wystąpić na gali UFC, a więc największej organizacji MMA na świecie. Nigdy jednak do tego nie doszło. 38-latek w przerwie od występów dla KSW zdecydował się na walkę w rosyjskiej federacji ACB. Ale wystąpił tam zaledwie raz.
Chalidow postanowił zakończyć swoją karierę po drugiej walce z Tomaszem Narkunem. "Żyrafa" był pierwszym zawodnikiem, który pokonał wojownika z Czeczenii w KSW. - Powiedziałem, że jeśli przegram tę drugą walkę, to mój czas się skończył. Po prostu już mam swoje lata i myślę, że podziękuję - wyjaśnił 38-letni zawodnik tuż po sobotniej walce.