Adam Małysz doskonale zna smak igrzysk olimpijskich. Brał w nich udział aż czterokrotnie - najpierw w Nagano w 1998 roku, ale dużo lepiej wspomina te kolejne. W Salt Lake City (2002) zdobył srebrny i brązowy medal, w Turynie (2006) nie udało mu się stanąć na podium, ale już w Vancouver (2010) ponownie wywalczył dwa krążki - oba srebrne.
Teraz na zimową olimpiadę pierwszy raz w życiu pojedzie w innej roli - jako dyrektor PZN ds. skoków i kombinacji norweskiej. Gdy cztery lata temu igrzyska odbywały się w Soczi, wówczas były skoczek nie pełnił jeszcze tej funkcji. Impreza w Pjongczangu będzie więc dla niego swoistym debiutem.
Jego rolą ma być przede wszystkim pomoc skoczkom - Jak znam trenera, to zawsze znajdzie dla mnie jakieś zadanie - mówił Małysz o Stefanie Horngacherze w rozmowie z Eurosportem. Przyznał też, że choć sam już nie skacze, to występami młodszych kolegów stresuje się bardziej, niż swoimi przed laty.
- Stojąc na dole i czekając na skoki chłopaków, mam większego nerwa niż jak byłem na rozbiegu. Emocjonalnie to chyba nawet trudniejsze przeżycie. Oczywiście to co innego, ale obciążenie jest olbrzymie. Jestem odpowiedzialny za tych zawodników, choć wyniki zależą wyłącznie od nich. To oni siedzą na belce i zostaje im oddać dobry skok, a ja stoję na dole i aż się trzęsę z nerwów - zdradził były skoczek.
I choć debiutuje na igrzyskach w nowej roli, to raczej nie boi się swoich zadań - Bardzo się cieszę, że znowu jestem na igrzyskach. Patrzę teraz z zupełnie innej perspektywy, ale z drugiej strony robię to, co zawsze. Mam te same obowiązki, co w zawodach Pucharu Świata czy mistrzostwach świata. Moja rola jest cały czas taka sama - dodał.
Pierwszy konkurs indywidualny w skokach narciarskich odbędzie się w sobotę 10 lutego. Jego start zaplanowano na 13:30.
ZOBACZ: Pjongczang 2018: QUIZ. Co wiesz o reprezentantach Polski?