Od dłuższego czasu w skokach mówi się o grupie sześciu potęg, do której należą Austria, Niemcy, Norwegia, Słowenia, Japonia i Polska, a resztę krajów uznaje się za grupę pościgową. Tak sytuacja wygląda przede wszystkim wśród mężczyzn, jednak Polska wyraźnie odstaje od czołówki w rywalizacji kobiet. MŚ w Planicy dobitnie to udowodniły i kibicom trudno zrozumieć aż tak dużą dysproporcję. Tym bardziej, że kilka lat temu wydawało się, że Polki mają spory potencjał i już wkrótce będą rywalizować z najlepszymi. Zamiast progresu zanotowały jednak regres, a coraz gorsze skoki doprowadziły do kryzysu. Coraz więcej polskich skoczkiń mówi dość, a do grona sportowych emerytek po MŚ postanowiła przejść Kinga Rajda. Jej decyzja mocno komplikuje plany Adama Małysza, który głośno mówił już o rewolucji w kadrze kobiet, jednak bez 22-latki w odwodzie pozostały tak naprawdę zaledwie trzy zawodniczki - Nicole Konderla, Paulina Cieślar i Anna Twardosz.
Adam Małysz walnął pięścią w stół. Jako facet nie potrafi tego zrozumieć
- Wiemy, że mamy jeszcze Nicole Konderlę, Annę Twardosz, czy Paulinę Cieślar, ale w ich przypadkach potrzeba zdecydowanie więcej pracy, wzmocnienia. Musi ona odbywać się wielopłaszczyznowo, nie tylko fizycznie, ale i z psychologiem, dietetykiem - powiedział Małysz w rozmowie z TVP Sport. Prezes PZN przyznał, że sugerował Rajdzie przemyślenie tej decyzji, ale prawdopodobnie nic nie zmienił. Zawodniczka, która swego czasu była nawet na 6. miejscu w Pucharze Świata, myślała o zakończeniu kariery już rok temu i uznała, że teraz jest najlepszy moment. Dobijała ją m.in. zła atmosfera w kadrze, o której głośno jest od wielu miesięcy. Małysz nie potrafi zrozumieć, skąd się to bierze.
- Jako zawodnik zachowywałem się zupełnie inaczej niż dziewczyny. Byłem nauczony tego, że jeśli coś robię, poświęcam się temu w stu procentach i de facto nic innego nie ma dla mnie znaczenia. Chciałem osiągnąć cel, dążyłem do tego, nie poddawałem się. Skoczkinie jednak borykały się zupełnie z innymi problemami niż ja, więc nie jestem w stanie tego zrozumieć jako facet - stwierdził szczerze "Orzeł z Wisły". Przyznał, że związek zrobi wszystko, by zapewnić skoczkiniom najlepsze warunki, ale te były już na najwyższym poziomie od kilku lat.
- Jest to dla mnie nie jako prezesa, ale jako zawodnika, niezrozumiałe. Sam jako skoczek zaczynałem od zera, nie miałem niczego. Musiałem walczyć i pozyskiwać wiedzę o diecie, psychologii sportu. Uzyskiwałem ją z książek, czy później z internetu, wcześniej go przecież nie było. Chciałem być lepszy, więc o to walczyłem. W przypadku dziewczyn robimy wszystko, by im pomóc, a one to odrzucają. Przez ostatnie lata miały wszystko, co jest najlepsze – to, co dostawali polscy skoczkowie. Nie mogą w tej kwestii nam nic zarzucić - zakończył prezes PZN.