W siedemnastu pucharowych sezonach narciarskich skoków „Orzeł z Wisły” wygrał 39 konkursów.
- Niełatwo mi powiedzieć, który sezon zapadł mi szczególnie w pamięć, ale wyjątkowym był sezon 2007 - wspomina Adam Małysz. - Do samego końca goniłem w punktacji Andersa Jacobsena (skutecznie – red.), a zanim dogoniłem go w Planicy, ratowałem się w powietrzu przed upadkiem na skoczni w Oslo. Nie wyróżniałbym też żadnego z wygranych konkursów, ale trudno nie pamietać rekordów skoczni w Willingen i Trondheim (151,5 m i 138,5 m w roku 2001 – red.).
Pierwsza wygrana przyszła w marcu 1996 r., krótko po osiągnięciu pełnoletności.
- Kiedy byłem dzieckiem, miałem marzenia o sukcesach w wielkich imprezach. Kiedy zaczynałem przygodę z wyczynowym sportem, marzyło mi się, żeby wygrać choćby jeden konkurs Pucharu Świata. Ale w roku 1996 takie zwycięstwo wydawało się nierzeczywiste. Nie sądziłem, że jestem w stanie tego dokonać. Ale jak już się wygrało, to chce się powtórki, bo apetyt rośnie w miarę jedzenia - śmieje się były skoczek.
Właśnie w Oslo-Holmenkollen osiągnął najwięcej pucharowych zwycięstw - pięć.
- Miałem sentyment do tamtej skoczni. Tej starej, bo teraz jest przebudowana. Jadąc tam czułem się zwykle pewny, że mogę osiągnąć dobry wynik, nawet nie będąc w najwyższej formie.
Do elity światowej wskoczył po kilkunastoletniej zapaści polskich skoków narciarskich. Wraz z opiekunami przecierał szlak, którym poszli Stoch, Kubacki, Żyła i inni.
- Zapoczątkowałem w latach 90-tych system przygotowań, który dopiero rodził się w Polsce. Dzisiaj system istnieje, jest oczywiste, że zawodnik potrzebuje wielu osób wokół siebie, by odnieść sukces. A wtedy nie było choćby trenera od spraw technicznych, który szukałby sposobów, by coś ulepszyć, by wyskoczyć przed innych.
Współrekordzista w liczbie zdobytych Kryształowych Kul życzy następcom, by pobili ten rekord.
- Niech się komuś poszczęści - deklaruje. - A może to nastąpić bardzo szybko. Duże szanse ma Kamil Stoch, który jest bardzo dobrze przygotowany do długiej kariery. Obecnie znacznie latwiej jest pozostać na skoczni w wieku 40 lat. Bo zmienił się system eksploatacji zawodników, nie muszą oni wykonywać zbędnych czynności, jak choćby wchodzednia pieszo na rozbieg skoczni, co zdarzało się kiedyś mnie.
On sam zakończył karierę skoczka w wieku 33 lat i 3 miesięcy.
- To było przemyślane i zaplanowane – mówi z przekonaniem. - I nie było przedwcześnie. Po pierwsze chciałem zakończyć skakanie, gdy jestem mocny (w ostatnim roku kariery, 2011, był trzeci w MŚ i trzeci w PŚ - red.). A po drugie - byłem mocno już zmęczony całą karierą. Nie czuję niedosytu w moich osiągnięciach w Pucharze Świata, żadnego rozczarowania czy braku. Bardzo długo byłem w wysokiej formie. To, czego dokonałem, na pewno jest powodem do dumy.