"Super Express": - Co dokładnie poprawiła Justyna?
Aleksander Wierietielny: - Była lepsza taktycznie, technicznie i psychicznie. Poza tym była perfekcyjnie przygotowana i bardzo chciała wygrać. Analizowała wszystkie swoje biegi w poprzednich latach i wychwytywała błędy. Wcześniej nie było stabilności w jej wynikach, a teraz są same miejsca w pierwszej trójce na kolejnych etapach. Nie doszukaliśmy się żadnego poważnego błędu, żadnej "głupiej" straty.
- Zaskoczyło pana tak efektowne zwycięstwo w biegu pod górę?
- Nie zaskoczyło. A walka była przecież bardzo wyrównana. Justyna mówiła, że gdyby trasa była o sto metrów dłuższa, ona nie chciałaby już biec. Za metą drgnęły jej nogi. Chciała paść na śnieg, ale powtarzała sobie "stój na nogach" - i wytrzymała, wiedząc, że padnie Marit Bjoergen. Chciała psychologicznie przypieczętować zwycięstwo.
- Jesteście najszczęśliwszymi ludźmi na świecie?
- To trochę przesada (śmiech). Ale bardzo się cieszymy.
- Jak poradziliście sobie z dolegliwością prawego kolana?
- Okłady z lodu i śniegu stosowane były po każdym starcie lub treningu, żeby opuchlizna nie rosła. Do tego lekarstwa przeciwzapalne. Kolano jest nadal opuchnięte, nie boli, ale jest sztywne. To utrudnia normalne chodzenie. Tak naprawdę Justynie łatwiej jest biegać na nartach, niż maszerować, bo wtedy nieco kuleje. Mam nadzieję, że to wkrótce ustąpi, bo teraz będą tylko lżejsze treningi. Na pewno też będzie nadal brała lekarstwa.
- A gdzie będziecie trenować?
- Aż do wyjazdu na Puchar Świata w Otepaeae (21-22 bm. - red.) spróbujemy trenować w Jakuszycach. O ile nie przeszkodzą nam kibice i media.