Przez lata kibice przyzwyczaili się, że to Apoloniusz Tajner rządził w polskich skokach narciarskich i nie tylko. Jako prezes Polskiego Związku Narciarskiego odpowiadał on za niemal wszystkie sporty zimowe w Polsce, ale to właśnie skoki przyciągają największą uwagę. Dopiero w czerwcu zeszłego roku, po kilkunastu latach prezesury, na stanowisku zastąpił go Adam Małysz. Były trener "Orła z Wisły" został jednak honorowym prezesem PZN, a kilkanaście miesięcy później, 15 października tego roku, został wybrany na posła dziesiątej kadencji Sejmu. 69-letni Tajner ewidentnie nie próżnuje i przed nim kilka lat politycznej działalności, jednak nie oznacza to, że zapomniał o swoich korzeniach w gnieździe trenerskim.
Po słowach Apoloniusza Tajnera kibice mogą się zalać łzami
W ostatni weekend odbyła się inauguracja Pucharu Świata, która zdecydowanie nie poszła po myśli polskich skoczków. Tylko Dawid Kubacki i Piotr Żyła zdobyli punkty, ale byli w Ruce tłem dla najlepszych. Z dużym kryzysem formy zmaga się Kamil Stoch, a kibice już na starcie sezonu mają wiele powodów do niepokoju. Zawodnicy i sztab starają się zachować optymizm, ale Tajner nie ukrywał, że trudno spodziewać się znaczącej poprawy formy już w najbliższych konkursach PŚ w Lillehammer.
Tajner nie krył się z brutalną oceną formy polskich skoczków
- Widzę, że sprawy są poważne i nie jest tak, że za tydzień już będzie cudownie. Powinni zaufać trenerowi. To dopiero początek, jechałbym normalnie na następne zawody. Dopiero po trzecim weekendzie można rozważyć wycofanie zawodników, by odpowiednio przygotować się na Turniej Czterech Skoczni - powiedział były prezes PZN w rozmowie z WP Sportowe Fakty. Tym samym zdecydowanie ostudził on nadzieje niektórych kibiców przed konkursami w Lillehammer. Ciekawy jest też pomysł wycofania kadry po trzecim weekendzie PŚ - tuż przed Engelbergiem, gdzie w przeszłości wielokrotnie odradzali się polscy skoczkowie.