Apoloniusz Tajner na początku XXI wieku rywalizował z Jerzym Engelem (jako selekcjoner doprowadził reprezentację Polski do pierwszego po 16 latach awansu na piłkarskie MŚ) o miano najpopularniejszego szkoleniowca w polskim sporcie. "Polo" był jednym z głównych architektów "Małyszomanii". Pod jego okiem eksplodował talent skoczka z Wisły, który w ciągu pięciu lat wspólnej współpracy wrócił do czołówki skoczków narciarskich, a później nią niepodzielnie rządził. Pierwsza zauważalna obniżka formy u Małysza pojawiła się w sezonie 2003/2004. Czterokrotny mistrz świata (wtedy mający na koncie już 3 tytuły) był czterokrotnie drugi, ale aż osiem konkursów kończył poza czołową dziesiątką (często dwudziestką), a po upadku w Salt Lake City wycofał się z dalszego skakania. Pozostali też nie rokowali.
ZOBACZ: Nicola Zalewski w końcu to zrobi? Wyzwanie przed kadrowiczem z Romy w Lidze Europy
Tamten sezon kończył się w Oslo (w Planicy odbyły się wcześniej MŚ w lotach). W Norwegii, po ostatnich zawodach, Tajner ogłosił rozbrat z Małyszem, a będąc precyzyjnym - z całą polską reprezentacją. Wtedy trener, potem prezes PZN, Tajner wyglądał inaczej niż dziś. Ówczesnego szkoleniowca charakteryzował potężny wąs, który był zresztą znakiem rozpoznawczym Małysza. Dziś Tajner to poseł na sejm, dbający o formę mąż i tata. Po wąsie też zostało już tylko wspomnienie....