- Co do finiszu, to najważniejsze, że już jestem coraz bliżej i z tego się cieszę - komentowała Justyna dla TVP udany występ w sobotnich zawodach.
Kowalczyk od startu do mety biegła w czołowej grupce, najpierw ośmioosobowej, potem ograniczonej do trzech narciarek: jej oraz Norweżek Steiry i Bjoergen. Atakowała na podbiegach przed obiema lotnymi premiami (na 3,75 i 8,75 km) i w obu przypadkach była najszybsza, przed Marit Bjoergen.
- Wszystkie starałyśmy się zachować bardzo dużą przewagę nad resztą, raz jedna prowadziła, raz druga - mówiła z szacunkiem dla konkurentek najlepsza polska narciarka.
Trener Aleksander Wierietielny był w pełni zadowolony z podopiecznej.
- To już nie osiemdziesiąt sekund straty, ale tylko jedna - zauważył. - To dowód na to, że Justyna jest dobrze przygotowana. Jestem dobrej myśli i mam sto procent pewności, że nie biega jeszcze tak, jak może w tym sezonie. Najlepsze jeszcze przed nami.
Trener chwalił też serwisantów, podkreślając, że podopieczna nie traciła ani metra do Norweżek na zjazdach. A jednocześnie oświadczył, że nie wie, czy Justyna ma już za sobą dołek psychiczny i zdrowotny wywołany odrzuceniem pierwszej apelacji od dyskwalifikacji.
- Nie jestem lekarzem - zastrzegł się Wierietielny.
Bjoergen, która nie schodzi z pierwszej pozycji tej zimy, po raz siódmy triumfowała. To jej 42. pucharowe zwycięstwo w karierze. Zrównała się ze swoją rodaczką Bente Martinsen-Skari. Więcej wygranych zanotowała tylko Rosjanka Jelena Wialbe.