Niedzielny konkurs PŚ w Zakopanem stał pod dużym znakiem zapytania, ale ostatecznie dość sprawnie udało się przeprowadzić te zawody. Daleko było jednak od sprawiedliwych warunków, a wiatr na Wielkiej Krokwi zmieniał się z sekundy na sekundę. Boleśnie przekonał się o tym Kamil Stoch, który w obydwu seriach skakał przy mocnym wietrze w plecy. Po pierwszym skoku zajmował szóste miejsce z niewielką stratą do podium, ale w finale miał sporego pecha. Sędziowie wstrzymali go, gdy warunki były naprawdę korzystne, a po chwili puścili go na stracenie. "Orzeł z Zębu" zrobił, co mógł, jednak musiał zadowolić się siódmą pozycją. Wielu kibiców i ekspertów nie mogło pogodzić się z kolejną pechową sytuacją 35-latka, ale sam zainteresowany zachował dużo spokoju.
Kamil Stoch aż ugryzł się w język. Wymowna reakcja po Pucharze Świata w Zakopanem
Stoch na gorąco nie chciał komentować warunków, w których przyszło mu rywalizować. - Nie będę tak mówił [że jestem pechowcem dnia - red.]. Już wiele razy wciskaliście mi coś takiego do ust. Chcieliście to ode mnie usłyszeć, natomiast zawsze będę powtarzał jak mantrę, że mogę tylko mieć wpływ na to, co jest w mojej gestii. Tylko o tym mogę rozmawiać, a wpływ miałem na swoje skoki - powiedział trzykrotny mistrz olimpijski. Po chwili przyznał też, że nie uniknął błędów.
- Skoki były dobre, solidne, ale wiem, że nie były idealne. Pierwszy był z wycofanej pozycji, drugi był bardzo mocno spóźniony. I tutaj dało się wycisnąć więcej, a na warunki nie mam wpływu, więc nie będę na ten temat rozmawiał - wyjaśnił. Był to bardzo trudny konkurs, a wywalczone siódme miejsce po skokach z błędami przyjmuje z podniesioną głową. - Tak, jak mówię. Na warunki nie mamy wpływu, nie chcę się na ten temat wypowiadać, bo cokolwiek bym nie powiedział, może to zostać użyte przeciwko mnie. Wszyscy wiecie o co chodzi - zakończył bardzo wymownie.