Kamil Stoch: Medal zdjął dopiero przed kąpielą

2014-02-11 10:55

Ten krążek jest piękny i ciężki, ale przyjemnie ciężki - przyznał Kamil Stoch (27 l.), gdy wczoraj wieczorem w Parku Olimpijskim w Soczi odebrał złoto wywalczone na normalnej skoczni. Na błękitnej arenie naprzeciwko stadionu, tuż obok płonącego znicza, nasz skoczek promieniał - najpierw kiedy odebrał najcenniejsze trofeum igrzysk z rąk siedmiokrotnej medalistki olimpijskiej Ireny Szewińskiej, a potem gdy odegrano dłuższą niż zwykle wersję Mazurka Dąbrowskiego.

Stoch wskoczył na podium klasycznym telemarkiem. Potem mówił, że medal będzie ciągle nosił ze sobą. - Może tylko do kąpieli zdejmę - zażartował.

- Najbardziej wzruszyłem się, kiedy czekałem na swoją kolej, a potem na hymn - zdradził chłopak z Zębu, który dzień wcześniej rozniósł konkurencję na skoczni Gorki Center. Do tego stopnia, że brązowy medalista olimpijski Norweg Anders Bardal pytał potem na Facebooku polskich przyjaciół, co to znaczy "Pozamiatane"... - Jako mały chłopak nie wyobrażałem sobie w żaden sposób tego typu ceremonii, ale byłem pewien, że chcę wziąć w niej udział - podkreślił bohater wieczoru.

Rosjanie puszczają tutaj polski hymn w dłuższej wersji niż zazwyczaj się słyszy. Nic dziwnego, że niektórzy mają problem ze znajomością tekstu. Nie ominęło to Kamila.

Zobacz: Soczi 2014. Legendarny bokser Marian Kasprzyk: Justyna, ból można pokonać i wygrać!

- W pewnym momencie, jak zaczęli grać dalej, to nie wiedziałem, co śpiewać - przyznał nasz zawodnik. - Potem się rozpędziłem i było dobrze, miałem chrypkę, ale dałem radę.

Mistrz olimpijski wrócił do wioski po pełnym wrażeń dniu dopiero o 2.45 nad ranem. - Noc była krótka, mogę więc opowiadać właściwie o poranku. Wróciłem do pokoju, posiedzieliśmy z kolegami i pogadaliśmy do piątej rano o zawodach, wrażeniach, życiu i miłości - śmieje się Stoch. - Na huczne powitanie było za późno, cały dom spał, nie chcieliśmy przeszkadzać kolegom.

Telefon mistrza olimpijskiego rozgrzał się w Soczi do czerwoności. Z kraju Kamil otrzymał około stu esemesów z gratulacjami.

- Odpisałem na wszystkie, na telefony pewnie pójdzie premia za medal (120 tys. zł - red.) - żartuje Stoch, który dobrze wie, że wciąż ma w Soczi coś do załatwienia.

Przeczytaj: Kamil Stoch po triumfie w Soczi: Poszedłem, skoczyłem, wygrałem

- W dalszym ciągu jakoś nie dociera do mnie to, co się stało. Ale może to i dobrze, jest tu jeszcze parę rzeczy do zrobienia - zapowiada, jeszcze bardziej rozluźniony niż przed pierwszym startem w igrzyskach.

Nie zestresowało go nawet to, że jego drugi skok w niedzielnym konkursie obejrzało w telewizji 11,5 mln Polaków.

- Świetnie, że mamy tylu fanów, ale mam nadzieję, że kibice obejrzą inne dyscypliny. Na stochomanię na razie nie jestem przygotowany.

Najnowsze