"Super Express": - Czy te rekordy to wystarczająca rekompensata za sezon, który nie przebiegł po pana myśli?
Kamil Stoch: - Może nie rekompensata, raczej nagroda za wieloletnią pracę i dążenie do doskonałości.
- Naprawdę nie ma pan uczucia niedosytu?
- Wiem, że niektórzy oczekiwali ode mnie więcej. Ja też. Przed sezonem zależało mi, żeby utrzymać się w czołowej piątce Pucharu Świata, może nawet być na podium oraz przywieźć przynajmniej jeden medal indywidualny z mistrzostw świata. Trzeba było jednak zmienić oczekiwania z powodu operacji.
Kamil Stoch mistrzem Polski! Pobił rekord w Zakopanem
- Zatem ocenia pan sezon jako udany?
- Uważam, że zrobiłem wszystko, aby zakończyć go jak najlepiej. Biorąc pod uwagę, że nie mogłem uczestniczyć w blisko połowie startów w Pucharze Świata, to moich pięć miejsc na pucharowym podium, w tym dwa zwycięstwa oraz lokata w czołowej dziesiątce klasyfikacji generalnej stanowią bardzo dobry rezultat. I takim samym jest medal drużynowy mistrzostw świata.
- Nie szkoda panu, że sezon się skończył?
- Pewnie, że szkoda. Ale skoro się skończył, trzeba podsumować to, co dotąd zrobiłem, i z tą wiedzą przystępować do kolejnych sezonów. Bo moja kariera przecież się nie kończy.
- Może teraz będzie panu łatwiej, nie startując z pozycji mistrza olimpijskiego?
- Nie można myśleć tak, że skoro jestem mistrzem olimpijskim, to muszę stale stawać na podium. Każdy sezon to inny poziom skakania. Dochodzą młodsi zawodnicy, czasem powracają starsi. W ubiegłym roku miałem bardzo dużo spotkań i podróży. Teraz zaproszeń będzie mniej i będzie mi łatwiej.
Rekordowy skok Kamila Stocha: Przeskoczyłby Wisłę w Krakowie!
- Jest pan lepszym skoczkiem niż po sezonie olimpijskim?
- Czuję się dojrzalszy i bardziej doświadczony. Może też poprawiło się coś w technice, skoro na "mamucie" pofrunąłem dalej niż do tej pory.
- Dzięki nowym kontraktom jest pan zapewne też bogatszy...
- Nie wiem. Nigdy nie liczę pieniędzy. A ponadto dżentelmeni nie rozmawiają o pieniądzach. Oni je mają (śmiech).