Justyna Kowalczyk w latach swojej kariery była prawdziwą dumą dla całej Polski. Biegaczka narciarska z Kasiny Wielkiej zdobywała medale najważniejszych imprez i została multimedalistką olimpijską. Jej wrodzona ambicja nigdy nie pozwalała się jej poddawać. Zapewne pamiętała wartości, jakie wpajano jej w rodzinnym domu od najmłodszych lat. Rodzice Justyny Kowalczyk, w telewizyjnych reportażach, zawsze wyrażali wielką dumę z córki, a ona podkreślała jak wiele im zawdzięcza. Jednak początki wchodzenia w dojrzałe życie z pewnością nie były dla młodej Kowalczyk łatwe. Można to wywnioskować z opowieści, którą w ramach jednej ze specjalnych akcji zamieszczono swojego czasu na portalu "Gazety Wyborczej". W przejmującej historii legenda polskiego sportu wróciła do młodzieńczych lat i trudności, jakie niosła za sobą praca mamy.
Justyna Żyła nie mogła się spodziewać tego, co nadeszło. Otworzyła oczy i... ta mina mówi wszystko
Trudne chwile Justyny Kowalczyk w młodości
Choć charakter i hart ducha Justyny Kowalczyk przekuł się na jej wielkie sportowe sukcesy, to trzeba pamiętać, że młodym osobom często trudno jest znosić krytykę i przeciwności. Jednak nasza multimedalistka igrzysk olimpijskich przezwyciężyła trudności, jakie niosła za sobą praca mamy, która była polonistką. Okazało się, że Kowalczyk musiała robić zdecydowanie więcej w szkole, by przewyższać rówieśników. Przynajmniej z przedmiotu mamy. Co więcej, ukochana osoba dla sportsmenki często przynosiła pracę do domu.
"Mama jest emerytowaną polonistką. Nauczycielką z powołania. Surową, konkretną i wymagającą. Oprócz książek w naszym domu były wszędzie zeszyty. Znikały tylko w wakacje. Od zeszytów musiałam się trzymać z daleka. Kara za uszkodzenie któregokolwiek była sroga" - przypomniała Justyna Kowalczyk.
"Nigdy nie przychodziłam do mamy, by pomogła mi z zadaniami, by wytłumaczyła drugi raz cokolwiek. Ja i moje rodzeństwo musieliśmy być wzorowi. Bycie dzieckiem nauczycielki wymagało od nas ciągłej samokontroli. Oczywiście nie zawsze wychodziło" - kontynuowała swoją opowieść w specjalnym cyklu.
Co za zdjęcia Katarzyny Skowrońskiej! Przepiękna legenda siatkówki wywoła u ciebie uśmiech
Justyna Kowalczyk po latach o mamie
Choć z pewnością Justynie Kowalczyk, jako wciąż młodej osobie, nie było łatwo, to nigdy się nie poddała. Wiedziała, że mama wymaga od niej bardzo dużo. "Mama była moją polonistką i wychowawczynią w klasach 5-8. Wymagała ode mnie dwa razy więcej niż od reszty. Zasady gramatyki i ortografii języka polskiego potrafiłam wyrecytować w środku nocy. Gdy odpytywała mnie na środku klasy (jak każdego innego ucznia), przy pierwszym zająknięciu lądowałam w ławce" - wspominała.
Mogłoby się wydawać, że przez takie stosunki relacje Kowalczyk z mamą ulegną ochłodzeniu. Nic podobnego. Justyna Kowalczyk po latach wyraziła wdzięczność rodzicom za to, jak ją ukształtowali. "Fajnie być córką polonistki? Z perspektywy czasu mogę napisać, że lepiej trafić nie mogłam. Mama pokazała, że książki to nie obowiązek, ale inny, piękny i zajmujący świat. Szkoda, że sama teraz na emeryturze czytać dużo nie może. Gdy odchodziła z pracy, wzrok miała na wyniszczeniu" - dodała dalej w swojej opowieści.
"Mama nauczyła mnie, że wstydem jest nie wiedzieć. Zawsze była dla swoich uczniów. Konferencje, protokoły, wycieczki, rozkłady, konspekty, pomoc, jeśli ktoś jej potrzebował (nie, nikt nie płacił za korepetycje, mimo że przychodzili do domu i mama ich uczyła). W czasie pracy w szkole w Kasinie Wielkiej zdarła gardło (dosłownie: cierpi na chorobę zawodową górnych dróg oddechowych)" - podkreśliła wielkie poświęcenie swojej mamy do pracy Justyna Kowalczyk.