Mariusz Czerkawski

i

Autor: cyfrasport Mariusz Czerkawski

Polacy w hokejowej elicie

Mariusz Czerkawski o trudnej rzeczywistości polskiego hokeja. Jedno zdanie brzmi dramatycznie [ROZMOWA SE]

2024-05-17 2:07

Biało-Czerwoni walczą ambitnie, ale bez szczęścia w hokejowej elicie, w której znaleźliśmy się po 22-letniej przerwie. Mimo kolejnych porażek szans na utrzymanie jeszcze nie stracili. Pilnym obserwatorem zmagań w Ostrawie jest Mariusz Czerkawski, legenda tej dyscypliny w Polsce, który podzielił się z „Super Expressem” swymi spostrzeżeniami na jej temat.

„Super Express”: - Jak się panu podobali Biało-Czerwoni w dotychczasowych meczach?

Mariusz Czerkawski: - Chłopaki zostawiają serce na lodzie, ale też pokazują umiejętności na lodzie. To dla nich wielkie marzenie, żeby zostawić po sobie ślad w historii hokeja. Sam dowiedziałem się dopiero tu, na miejscu, że przez 49 lat albo byliśmy w elicie, albo z niej spadaliśmy; abstrahując od tego, że przez 22 ostatnie lata w niej nie byliśmy. Mnie się podoba to, co chłopcy robią tu, w Ostrawie. I podoba mi się to, o czym mówią: „To nie jest tak, że nam się udało. Nasze bramki są wypracowane, wywalczone, zasłużone”. Widzę, że oni nie do końca są zadowoleni z tego, czego dokonali w dwóch pierwszych meczach: „Szkoda kary ze Szwedami, bo może przy 3:1 udałoby się jeszcze gonić wynik, wycofać bramkarza w końcówce”. W meczu z Łotwą ja też – jak nasi zawodnicy - żałowałem słupka w dogrywce… Ten obraz naszego występu tutaj jest fajnie namalowany, tylko teraz ten pędzel nie może nam wyskoczyć z ręki. Trzeba jeszcze parę kresek domalować…

- Dwa pierwsze mecze to była duża radość z samej gry w wykonaniu naszych...

- Trzeba mieć radość z tego, co robisz, bo jeśli będziesz cały czas spięty, to nic ci nie wyjdzie. Widzę koncentrację, poświęcenie, zaangażowanie. Jak patrzę na Maćka Urbanowicza, to doceniam, jak zapierdziela. Nie ma zabawy, jest po prostu walenia głową w rywala. A jak nie trafi w gościa, to wali w bandę, wstaje i jedzie dalej. Jak raz w tę bandę się wpakował, to myślałem, że już nie wstanie. A on się tylko otrzepał… Widziałem, że nawet Victor Hedman, ważący 128 kg w sprzęcie, odczuwał kontakt z nim. I to mi się podoba. Tak jak blokowanie strzałów, rzucanie się pod krążek: te rzeczy muszą się dziać, ale i też imponują. Bez tego trudno zdobywać punkty, ale i szacunek rywali. Większość z nich myślała pewnie, że z Polakami będzie łatwiejsza przeprawa.

- Ponad dwie dekady nie było nas wśród najlepszych. Diagnoza?

- Nie wiem, ile czasu trzeba by na szczegółowy opis… Różni prezesi, różne tematy, zgłoszenia do prokuratury i wycofywanie tych zgłoszeń… Dziś na szczęście dzieje się sporo pozytywnych rzeczy. Świat się nie zawali, jeśli się nie utrzymamy. Trzeba będzie dalej uczciwie pracować: ja będę organizować swoje turnieje, działacze związkowi będą biegać i organizować co trzeba, a zawodnicy będą zasuwać i grać mecze, z których każdy kolejny będzie najważniejszy w ich życiu. Na pewno natomiast pracowałoby się dużo lepiej, gdybyśmy się w tej elicie utrzymali! Inne podejście dzieciaków do tej dyscypliny, inne promocja hokeja, a i może rządzący zdecydują się zadbać o sporty zimowe – nie mówię tu o nartach (śmiech). Gór nie musimy budować – tam jedyny problem sprowadza się do tego, czy śnieg spadnie, czy nie. Ale już infrastruktura dla łyżew by się przydała. Ja nie mówię o superlodowiskach. Mówię o zwykłych „stodołach”, dla stu osób – czyli rodziców – na trybunach podczas treningów czy meczów ich pociech.

Mariusza Czerkawskiego raport na temat polskiego hokeja. Jedno zdanie brzmi dramatycznie

- Czy wykorzystaliśmy dobrze ten rok, jaki minął od wywalczenia awansu do elity?

- Nie wiem. Myślę, że wyciskano, ile było można. Pewne rzeczy można wykręcić ileś razy, i na koniec, niestety, już ci nic z tego nie kapnie. Nie zapominajmy o różnych przetasowaniach, wyborach… Tu z jednym ministrem rozmawiasz, tam z drugim… Telewizja ci mówi nagle: „Już nie chce nam się was pokazywać. Będziemy pokazywać tylko reprezentację pokazywać, ligi nie. Studia nie zrobimy, chyba że dacie kasę”. A kasy nie ma... Ale też nie chodzi o to, by ciągle powtarzać, że „jakbyśmy mieli tyle, co mają skoki narciarskie od 15-20 lat, może byśmy też na igrzyskach występowali”. Oczywiście, pieniądze to nie jedyny powód, ale często kluczowy w długoterminowych inwestycjach, gdzie trzeba cierpliwości. A potrzeba nam Małyszów czy Stochów i Żyłów nie dwóch-trzech, ale dwudziestu trzech, żeby konkurować z najlepszymi.

- Dla lepszej promocji dyscypliny wystarczyłoby „swój człowiek” w NHL!

- Rozmawiamy o tym od 30 lat. Już w 1994 dostawałem podobne pytania: kto będzie następny. Tylko że my po prostu narybek mamy arcyskromny. Jest w Polsce 60 zawodników w wieku 16 lat! W Finlandii jest ich 3600, a w Kanadzie – 23 tysiące. I my z tej sześćdziesiątki musimy wybrać kadrę U-16…

- W kontekście kolejnego Polaka w NHL najczęściej pada nazwisko Krzysztofa Maciasia. Słusznie?

- Wygląda bardzo dobrze na tym turnieju. Walczy o swoją przyszłość; o to, że może uda mu się do draftu dostać. Wiemy, że draft niczego nie gwarantuje, bo przeżyli to i Patryk Pysz, i Marcin Kolusz, i nic z tego nie wyszło. Miałem też mnóstwo kolegów w Szwecji, którzy byli draftowani, ale szans nie dostali. Ale niech robi tu, na mistrzostwach, wszystko co może, by tę przyszłość mieć jeszcze lepszą. Niech walczy o swoje marzenia. Im więcej ludzi będziemy mieć w dobrych ligach, tym głośniej będzie w kraju o hokeju i może trochę dzieciaków i młodzieży trafi do dyscypliny.

Sonda
Czy Polska utrzyma się w hokejowej elicie?
Najnowsze