"Super Express": - Podobno Horngacher postawił panu ultimatum: zmiana pozycji albo wylatuje pan z kadry...
Piotr Żyła: - Ultimatum nie dostałem, ale prawdą jest, że trener przekonał mnie, aby zmienić pozycję na... normalną. Ostatniej zimy tak się zakręciłem, że już nie wiedziałem, co to prawidłowa pozycja. Zwężałem kolana, kucałem nisko, naciągałem się i jeszcze spuszczałem głowę. A teraz ruszam od razu, nie kucam i jadę (śmiech).
- Ciężko pracuje się według nowych metod Horngachera?
- Na początku było ciężko. Kiedy na pierwszym treningu nie przykucałem na rozbiegu, to na progu odbijałem się niepełną stopą i z tego nie dało się polecieć. Raz omal się nie przewróciłem. A poza tym trzeba było zejść z wagą ciała. Wiedziałem o tym i w poprzednich sezonach, ale jakoś nie wychodziło. Teraz z poziomu 63 kilo zrzuciłem dwa i pół kilo. Przydałoby się zrzucić jeszcze kilo albo dwa. W każdym razie wróciła motywacja do ciężkiej pracy po niezbyt udanym sezonie.
- Stracił pan przez to jakiś kontrakt reklamowy?
- Nie wygląda na to. Dogadujemy się z Grupą Azoty i z Meblami Ziobro na kolejny rok współpracy, Subaru nadal użycza mi auta.
- A wystąpienia w roli celebryty?
- Nie miałem żadnych. Wziąłem tylko udział w zawodach pod patronatem Subaru. A sam wolę spokój. Gdy jestem w Wiśle, odwożę i przywożę dzieci ze szkoły i przedszkola. Udaje się nie myśleć stale o skokach. Zimą mi się to nie udawało.