„Super Express”: Który to już Turniej Czterech Skoczni dla pana?
Piotr Żyła: - Ojej, trudno mi policzyć na szybko. Od 2011/12 startuję chyba...
- A z ilu pan wracał zadowolony?
- A chyba z dwóch. Na pewno dwa lata temu, kiedy „Złotego Bażanta” wygrałem (śmiech) – turnieju nie wygrałem, ale nagroda wpadła. I chyba jeszcze z edycji 2016/17. Kamil wtedy wygrał, ja cały czas się w czołówce trzymałem, a na koniec przyatakowałem i na drugie miejsce wskoczyłem.
- W Oberstdorfie zabawa zaczyna się od zera, wszyscy mają równe szanse. Ale już ten pierwszy konkurs ustawia dalszą rywalizację. Nie można go zepsuć, prawda?
- Nie do końca. Trzy lata temu Dawid na koniec był pierwszy, choć w Oberstdorfie niebogato było – chyba 21. skończył ten konkurs. Ale na pewno trzeba w każdym konkursie skakać na wysokim poziomie, żeby się liczyć w walce o „orełka”. Po ogólnie poziom skoków bardzo się dźwiga.
- Patrząc na klasyfikację Pucharu Świata, trudno nie nazwać pana jednym z faworytów Turnieju Czterech Skoczni. Jak się jedzie w takiej roli na tak ważne zawody?
- Nie mam nic przeciwko temu, przecież pracuję cały czas ciężko właśnie po to, żeby oddawać dobre skoki. Staram się stawiać sobie najwyższe cele, bo wtedy mam dobrą motywację do tego, by wygrywać.
- Rozumiem, że miejsce na „orełka” jest na półce?
- Zawsze się znajdzie. Upcha się go tam (śmiech). A mówiąc poważnie: będę zadowolony z wykonanej roboty, jeśli będę wiedzieć, mieć przekonanie, że więcej zrobić nie dałem rady. Kiedy ledwo żyję, wtedy jestem zazwyczaj najbardziej zadowolony.
- Rozmawiamy cały czas o sporcie. A ja pana zapytam, czy po kilkunastu latach spędzania Sylwestra w tym samym gronie, nie chciałby jakoś inaczej przywitać Nowy Rok?
- Eee, zawsze można Sylwestra w kwietniu zrobić (śmiech), co za różnica.
- No śnieg by się przydał?
- Na co komu śnieg w Sylwestra?! Inne czynniki są istotniejsze.
- No właśnie o to pytam. Zawsze te same twarze, a tu może człowiek chciałby kogoś bliskiego – jakąś panią – przytulić?
- Twarze się zmieniają, choć ja, Kamil i Dawid rzeczywiście od wielu lat jesteśmy zawsze razem w tego Sylwestra. Ale teraz trenerzy nowi przyszli na przykład. Inne bywają też zasady, reguły. Niby w tym samym miejscu się zawsze świętuje, ale każdy trener ma swoje spojrzenie na świętowanie; czasem od razu wygoni do spania.
- Którego trenera – bo kilku już pan ich przeżył w karierze – ta smycz była najdłuższa? Można było pójść spać najpóźniej?
- A był taki jeden rok, kiedy nie spałem i... później mi brakło na pierwszą serię, bo w próbnej jeszcze byłem drugi. Ale to już dawno było. Młody jeszcze wtedy byłem, pochłonęła mnie noc i w końcu trener mnie wygonił do spania.
- „Młody byłem” - pan mówi. Podczas transmisji z Engelbergu komentator przypomniał, że „Fettner i Żyła znajdujący się na czele to dwaj najstarsi skoczkowie w stawce”. No to jak się czuje weteran?
- Fajnie być „starszym zawodnikiem”. Ma się więcej doświadczenia. Choć wciąż jeszcze popełniam czasem stare błędy, wiem, czego chcę i co jest dla mnie istotne. Lepiej się czuję niż w czasach, gdy byłem młody i nie wiedziałem, co i jak chcę zrobić. Teraz czuję się zawodnikiem bardziej poukładanym, choć... dla mnie to trudne do powiedzenia (śmiech).
- A co Piotr Żyła jeszcze może poprawić?
- Wszystko. Zawsze, w każdym skoku, jest coś do poprawy. Nigdy nie byłem dobrym skoczkiem i dalej się za dobrego skoczka nie uważam! Po prostu pracuję mentalnie nad tym, by być na najwyższym poziomie. W pewnych momentach jest już super, ale czasem w tym konkretym elemencie jest coś do zrobienia.
- Oczywista odpowiedź na pytanie „Kto wygra Turniej Czterech Skoczni” brzmi: Piotr Żyła. Ale jeśli trzeba by było znaleźć inną?
- Tak, oczywiście ja bym chętnie wygrał. Ale na pewno wysoko bym też Dawida stawiał, bo on w tym sezonie jest niemożliwy. Zdarzało mi się oddać solidny skok, a tu Dawidek za moment szybował jeszcze dalej. W sporcie nie ma niczego pewnego, ale widziałbym go w gronie najmocniejszych faworytów.