Kamil Stoch zapewnił już sobie Kryształową Kulę i mógłby odpuścić zawody w Planicy. Szlachectwo jednak zobowiązuje. Mistrz olimpijski będzie skakał, a raczej latał przez cały weekend. W programie są dwa konkursy indywidualne i jeden drużynowy.
O co jeszcze może Stoch walczyć obok podium w konkursach? Przede wszystkim o rekordową odległość. - Wydaje mi się, że będzie dobrze - mówi "Super Expressowi" prezes PZN Apoloniusz Tajner (64 l.). - Planica to inna skocznia niż Vikersund. Od zawsze świetnie się tam czujemy. Bardzo ciekaw jestem "drużynówki". Mam nadzieję, że nasi skoczkowie podejmą walkę z Norwegami.
Pucharowe loty na "mamucie" w Planicy wygrywali Adam Małysz (trzykrotnie w roku 2007) i Kamil Stoch (raz, w roku 2011). Drużynowo Polacy nie wygrali nigdy, a tylko dwukrotnie stawali na podium (2. miejsce w roku 2009 i 3. w 2017 r.).
Letalnica wydaje się skocznią trudniejszą niż Vikersund, gdzie rywalizowano w miniony weekend. Tak uważa ekspert budowy skoczni inż. Jacek Włodyga.
- W Vikersund już po odbiciu skoczkowie mają z czego brać prądy powietrza, a tor lotu wygląda w uproszczeniu tak, że cały czas się spada. Norwegowie, przyzwyczajeni do tamtego mamuta, łapali powietrze za progiem i lecieli daleko. Natomiast w Planicy powietrze łapie się dopiero w drugiej fazie lotu. Trzeba wykorzystać prędkość najazdu i wysokość po odbiciu, żeby prądy złapać. Udany lot wygląda tak, jakby się spadało, potem wznosiło i znowu spadało.
Zdaniem inż. Włodygi realne jest polecieć na słoweńskim gigancie dalej niż 251,5 m.
- Tylko musi być zapewnione bezpieczeństwo, zwłaszcza co do lądowania, które odbywa się niemal na płaskim podłożu. Bardzo niebezpieczne jest "klapnięcie" nartami zamiast kontrolowanego wpasowania się w zeskok. Wtedy nogi przyjmujące cały ciężar zawodnika wynikający z prędkości, mogą nie wytrzymać. To dlatego niektórzy skoczkowie siadają na śnieg. Ale rekordowy skok Kamila Stocha był bezpieczny. Możliwe wydaje się latanie nawet do 260 metrów.