W piątek 11 lutego mija 50 lat od zdobycia przez skoczka narciarskiego Wojciecha Fortunę pierwszego dla Polski złotego medalu zimowych igrzysk olimpijskich. Jego wyczyn z Sapporo z 1972 roku zdołali powtórzyć tylko Justyna Kowalczyk, Kamil Stoch i Zbigniew Bródka. Fortuna urodził 6 sierpnia 1952 roku w Zakopanem. W wieku 10 lat rozpoczął treningi w klubie Wisła-Gwardia. Cztery lata później oddał swój pierwszy skok na Wielkiej Krokwi. Jak przyznał, skoki narciarskie kochał od zawsze.
NIE PRZEGAP! Kolejny sukces Polski na IO Pekin 2022?! Czy Natalia Maliszewska ma szansę na medal?
Wojciech Fortuna o miłości do skoków
"Ojciec zabierał mnie na każde zawody i tak to się zaczęło. Najpierw były usypane miniskocznie na Ciągłówce, gdzie wtedy mieszkaliśmy. To jednak szybko mi się znudziło i tuż po mistrzostwach świata FIS w Zakopanem w 1962 roku postanowiłem zapisać się do klubu" - wspominał w rozmowie z PAP Fortuna początki sportowej kariery. Robił szybkie postępy i już w 1970 roku trafił do kadry Polski. "Miałem niezłe wyniki, ale powiem szczerze, że nie liczyłem na wyjazd na igrzyska do Japonii. Jednak trenerzy, klubowy Jan Gąsiorowski i reprezentacji Janusz Fortecki, a także zakopiańscy dziennikarze sportowi Wojciech Jarzębowski oraz Marian Matzenauer walczyli o mnie i dołączyłem do ekipy jako rezerwowy" - powiedział.
Wtedy wszystko potoczyło się bardzo szybko. "W czwartek bodajże były ostatnie eliminacje, a już w poniedziałek jechałem do Sapporo. Na miejscu okazało się, że forma rośnie. Czułem to już od pierwszego treningowego skoku. Na średniej skoczni wygrał faworyt gospodarzy Yukio Kasaya, a ja byłem szósty. Czułem pewien niedosyt, ponieważ wylądowałem na obu nogach i sędziowie obniżyli mi noty. Gdyby nie to, pewnie byłoby podium" - ocenił Fortuna. Przed konkursem 11 lutego 1972 roku na dużej skoczni japońscy kibice liczyli na drugi złoty medal Kasai.
Zobacz najpiękniejsze sportsmenki IO Pekin 2022! Kliknij w galerię i sprawdź.
"Atmosfera była gorąca. W pierwszej serii skaczący z numerem 28. Akitsugu Konno osiągnął 92 m i objął prowadzenie. Po nim na belce zasiadłem ja. Ruszyłem i już na progu czułem, że będzie dobrze. I było - 111 metrów, czyli tylko dwa mniej niż ówczesny rekord Okurayamy. Oceny sędziowskie też były wysokie. Prowadziłem. Kasaya wylądował na 106. metrze i był drugi" - relacjonował Fortuna. Przypomniał, że wtedy konkurs na krótko przerwano w obawie o bezpieczeństwo skoczków. "Zarządzono głosowanie wśród arbitrów i stosunkiem głosów 3:2 zdecydowano jednak kontynuować zawody. Skrócono jednak rozbieg, bo pogorszyły się warunki, wiał paskudny wiatr" - dodał.
W drugiej serii Polak skoczył tylko 87,5 m. "Tymczasem Kasaya nie dosyć, że uzyskał jeszcze mniej, to jeszcze ledwo wybronił się przed upadkiem. No i stało się - wygrałem. Zdobyłem złoto i jednocześnie zostałem mistrzem świata. Wtedy bowiem automatycznie przyznawano ten tytuł mistrzom olimpijskim" - zauważył. Na podium była wielka radość. "Słuchałem Mazurka Dąbrowskiego i myślałem, że oto spełniają się moje sportowe marzenia. Nic dodać nic ująć. To była jedna z najpiękniejszych chwil w moim życiu" - podkreślił.
Wielkie powitanie mistrza olimpijskiego z Sapporo
Zakopane powitało mistrza entuzjastycznie. "Były spotkania z kibicami, a na jedno z nich - pod Wielką Krokwią - przyszło chyba 50 tysięcy ludzi, a na pewno było morze głów. Z kolejnego przy urzędzie miasta pamiętam głównie, że stałem na dachu tego budynku, a tysiące ludzi głośno wyrażało radość. Dostałem też kilka pamiątkowych medali" - przypomniał Fortuna.
NIE PRZEGAP! Zapomniane zdjęcie polskiego skoczka z ojcem. Wyjątkowy obrazek, to musi być przeznaczenie
Zapytany o kolejne lata powiedział, że... bywało różnie. "I w sporcie, i w życiu. Startowałem póki czułem, że ma to sens. Zakończyłem karierę, popracowałem chwilę w swoim macierzystym klubie, potem wyjechałem na Śląsk, następnie do USA. Tam założyłem firmę malarską, ale cały czas myślałem o sporcie. Napisałem dwie książki, byłem na kilku igrzyskach olimpijskich. W 1994 roku w Lillehammer komentowałem dla telewizji konkursy skoków. W 2003 roku wróciłem do Polski i wraz z żoną Marylą osiadłem w Gorczycy koło Augustowa" - podsumował.
Sport jednak nadal był i jego dla niego ważny, m.in. na Suwalszczyźnie pomagał w organizowaniu wielu imprez narciarskich. "Niestety nie ma tu skoczni" - dodał z uśmiechem. Z jego inicjatywy powstało tam muzeum sportu. "Na pomysł wpadłem wiele lat temu. Zaczęło się od replik medali i zdjęć. Stopniowo gromadziliśmy sprzęt narciarski przedwojenny i współczesny, m.in. Adama Małysza, Roberta Matei, Justyny Kowalczyk, Tomka Sikory i mój. Rekwizytów wciąż przybywało" - przekazał.
Obok muzeum powstała także Aleja Gwiazd, która składa się na razie z ponad 50 pamiątkowych tablic. Poza Fortuną złote medale zimowych igrzysk zdobyli skoczek Kamil Stoch - trzy, biegaczka narciarska Justyna Kowalczyk - dwa i panczenista Zbigniew Bródka. Stoch w Pekinie może jeszcze powiększyć dorobek. "Zawsze wierzyłem w chłopaków i całym sercem jestem za nimi. Zostały jeszcze dwa konkursy w Pekinie i liczę, że szczególnie w drużynie nasi zawodnicy staną na podium" - zaznaczył Fortuna.
Kilka dni temu uczestniczył w okolicznościowym spotkaniu w stołecznym Muzeum Sportu i Turystyki. "Trudno mnie rozpoznać na zdjęciach z tamtych czasów, bo przybyło mi nie tylko 50 lat, ale i 50 kilogramów" - podsumował z humorem.