Początek rywalizacji nie zapowiadał sukcesu. Polacy zajmowali piątą pozycję, ale potem Kamil Stoch wspaniałym skokiem (134 m) wlał nadzieję w serca polskich kibiców. Lider naszej drużyny w drugiej serii też pokazał klasę. Gdyby zliczyć indywidualne wyniki, znów zostałby mistrzem świata!
Mimo jego wspaniałych skoków i udanych prób naszych pozostałych zawodników wydawało się, że biało-czerwoni przegrają o włos miejsce na podium. A jednak!
Zamieszanie zaczęło się od Austriaka Morgensterna, który skakał w trzeciej serii po Bardalu i zauważył, że Norweg dostał dodatkowo 6,7 pkt za obniżenie rozbiegu (do 20. belki), chociaż skakał z rozbiegu pełnego (22. belka). Błąd popełnił włoski starter, przekazując niewłaściwe dane do obliczeń. Morgenstern zasygnalizował problem, ale w trakcie drugiej rundy nie skorygowano go. Konkurs kończył się kolejnością: Austria, Norwegia, Niemcy, Polska. Wtedy Niemcy złożyli protest. Do ceremonii wręczenia kwiatów zaproszono tylko Austriaków. Wreszcie przyszła korekta obliczeń: Norwegia znalazła się poza podium, a Polacy zdobyli upragniony medal.
- Trzeba będzie Thomasowi Morgensternowi sprezentować jakąś flaszkę. Pewnie w Planicy - zapowiedział Piotr Żyła.
Prezentu od Polaków domagają się też Niemcy. - Powiedzieli, że należy im się skrzynka piwa - wyjawił trener Łukasz Kruczek. - Spotkamy się w Finlandii. Jeszcze niczego nie ustaliliśmy, ale nawet drogie piwo fińskie nie jest tak cenne jak cenny jest medal mistrzostw świata.