Zatrudnienie Thomasa Thurnbichlera wiązało się ze sporą niewiadomą. Austriak po raz pierwszy wziął odpowiedzialność za wyniki głównej reprezentacji i zrobił to w kraju, który był w drobnej rozsypce. 33-latek pomimo niewielkiego doświadczenia zdołał odbudować polskie skoki i już od lata odnosił sukcesy, które kontynuował zimą. Świetne wyniki sprawiły, że oczekiwania narastały, ale podopieczni Thurnbichlera przez cały sezon walczyli o najwyższe miejsca. Biało-Czerwoni udźwignęli presję, choć sam trener przyznał po ostatnim konkursie sezonu, że to właśnie ten aspekt pracy w Polsce jest najtrudniejszy.
Thomas Thurnbichler wreszcie to powiedział. Zdradził sekret pracy w Polsce
- Był to najbardziej wymagający sezon w życiu. Praca w Polsce, z uwagi na duże zainteresowanie, wytwarza presję. Ale to świetnie, to był wspaniały czas. Najważniejsze, że federacja jest otwarta na moją wizję - powiedział Thurnbichler w rozmowie z WP SportoweFakty. Jego plan zakłada stworzenie systemu, który będzie funkcjonował od najniższych szczebli w polskich skokach. Jego częścią w nowej roli już wkrótce może zostać Stefan Hula, który jest rozpatrywany w kontekście wzmocnienia sztabu szkoleniowego Austriaka po tym, jak zakończył karierę. Przed tym sezonem do drużyny dołączył m.in. psycholog Daniel Krokosz. Thurnbichler bardzo docenia jego pracę, zwłaszcza w końcówce zimy.
- To aspekt tak samo ważny jak trening fizyczny. Bardzo nam pomógł w trakcie sezonu. A gdy wydarzyła się ta sytuacja z Martą i Dawidem, rozmawiał z zawodnikami, również ze mną, pomógł mi sobie poradzić z tą sytuacją. Jego praca jest bardzo pożyteczna dla zespołu. Niektórzy skoczkowie pracowali z nim trochę bardziej, niektórzy trochę mniej, bo sami wypracowali sobie odpowiednie umiejętności. Przez cały sezon bardzo pomógł, otrzymaliśmy od niego duże wsparcie - wyjaśnił szkoleniowiec pochodzący z Innsbrucka. Sezon tradycyjnie zakończył się w Planicy, gdzie skoczkowie mieli wielkie wsparcie najbliższych:
Listen on Spreaker.