Loty narciarskie są konkurencją dla odważnych zawodników. Nie każdy skoczek decyduję się na branie udziału w konkursach na obiektach mamucich. Wielu może mieć co do tego wątpliwości, zwłaszcza po takich upadkach jak ten Daniela Andre Tande. Norweg podczas zawodów w Planicy tuż po wyjściu z progu dostał mocny podmuch wiatru i stracił równowagę w locie. Wszystko działo się tuż nad bulą. Tande w pewnym momencie zdał sobie sprawę, że nie ma szans na uratowanie się i przygotował się do upadku. Z ogromną siłą uderzył o zeskok i stracił przytomność.
Zobacz: Daniel Andre Tande już raz oszukał ŚMIERĆ! Ta historia mrozi krew w żyłach
Od razu widać było, że stan zdrowia skoczka jest poważny i można było się obawiać o jego życie. Media informowały, że służby ratownicze musiały go reanimować. Tande został błyskawicznie przewieziony do szpitala, skąd z godzinę na godzinę dochodziły coraz lepsze doniesienia. Ostatecznie ze zdrowiem Norwega jest wszystko w porządku i powoli wraca do siebie, ale jak sam przyznał w wywiadzie dla "Hopplandslaget", było z nim dramatycznie źle.
- Lekarze oszacowali, że byłem bez tętna przez dwie i pół do trzech minut - powiedział Tande. Jego bark, w którym znajdują się obecnie śruby, był w totalnej rozsypce. Co jednak najgorsze, doznał czterech krwotoków w mózgu. - Krwawienie dotyczyło głównie lewej części. To obszar, który kontroluje osobowość, więc gdyby doszło do dużego krwawienia, mógłbym się obudzić jak inna osoba - wyjawił. Tande podkreślił również, że nie zamierza rezygnować ze skoków i już nie może doczekać się pierwszych treningów.