Wszystko o Justynie Kowalczyk na Gwizdek24.pl
- Trudno się ostatnio z Justyną dogadać. Wszystko wie lepiej, a jak ktoś coś radzi, to słyszy, żeby nie marudził. Może to już trzeba po prostu dotrwać do igrzysk w Soczi i skończyć z tym wszystkim? - wyznał w rozmowie z "Rzeczpospolitą" Wierietielny.
Kowalczyk w biegu na 30 km stylem klasycznym walczyła o wszystko, bowiem we wcześniejszych występach, ku zdziwieniu wszystkich, nie zdołała wywalczyć żadnego medalu. Zawodniczka z Krasiny Wielkiej prowadziła przez większą część dystansu, ale na finiszu musiała uznać wyższość Marit Bjoergen. Po zakończeniu biegu Aleksander Wierietielny był wściekły na swoją podopieczną, ponieważ ta nie słuchała jego poleceń, a to według szkoleniowca miało decydujący wpływ na kolor medalu, jaki zdobyła Justyna.
- Siedmiu nas stało przy trasie i wszyscy mówiliśmy: Justysiu, zrób tak i tak. Siedem osób, które życzą jej tylko dobrze, które chcą, żeby było jak najlepiej. A ona swoje, uparta - tłumaczy trener Kowalczyk. - Nie zmienię zdania, bo nie jestem ślepy, ani głupi. Na igrzyskach w Vancouver zrobiła na 30 km, co trzeba. Jechała ostatnie kilka kilometrów za Bjoergen, odpoczęła i wygrała finisz. Nie wiem, co w nią tutaj wstąpiło, o czym myślała. Bo chyba nie o biegu - dodaje.
Wierietielny podkreśla także, że tego typu problemy z Kowalczyk są dla niego normą przez cały obecny sezon. - Jak popełni błąd, to potem przychodzi, przeprasza. Obiecuje, że to koniec, że już więcej tak nie będzie. A dwa, trzy dni później znowu ma własne pomysły i nikt się nie liczy. Tak jest przez cały ten sezon - żali się białoruski szkoleniowiec.