Wokół Freitaga trwa w Niemczech małe szaleństwo. To on skupił na sobie uwagę największych niemieckich mediów. Fachowcy, dziennikarze, autorytety - Sven Hannavald, Martin Schmitt czy Jens Weissflog - wszyscy widzą w nim przyszłego triumfatora tegorocznego Turnieju Czterech Skoczni. Skacze w innej lidze. Nie popełnia błędów. Odlatuje. - Moje mięśnie się nie spinają, zmuszam je do dobrej zabawy. Wiem, że jestem w świetnej formie - powiedział o sobie tuż przed początkiem zawodów w Oberstdorfie.
W piątek wygrał kwalifikacje. Schattenbergschanze to jego obiekt. Latem przeprowadził się pod skocznię. To tam trenują najwięksi niemieccy poskramiacze wiatru, w tym Andreas Wellinger czy Markus Eisenbichler. Treningi okazały się owocne. W grudniu wygrał trzy z pięciu konkursów. Gdy nie stawał na najniższym stopniu podium, był drugi. Nie przeszkadzały mu nawet zmienne warunki pogodowe. Gdy przed pierwszym konkursem Pucharu Świata czołówka spadała z progu, sędziowie wstrzymali serię tylko dla niego. Po zmianie belki najazdowej odfrunął i przeskoczył konkurentów. Ściany pomagają gospodarzom - stara sportowa prawda znów znalazła potwierdzenie.
Presja podczas TCS będzie ogromna. W Niemczech organizowane są już wycieczki śladami Freitaga. Zwiedzający mogą między innymi zobaczyć skocznię, na której 26-letni lider Pucharu Świata stawał pierwsze kroki. To ośrodek niemal legendarny, trenował tam też Jens Weissflog i Sven Hannavald, czyli ostatni niemiecki triumfator "Wielkiego Szlema". 12 lat temu "Hanni" wygrał wszystkie cztery konkursy. Na kolejne konkursowe zwycięstwo Niemcy czekali aż 13 lat. W 2015 roku w Innsbrucku wygrał właśnie Freitag.
W Niemczech spodziewane są rekordy oglądalności. Gdy Hannavald w 2002 roku wygrał konkurs w Bischofshofen, obserwowało to przed telewizorami niemal 15 milionów Niemców. Czy ewentualne zwycięstwo Freitaga okaże się jeszcze większym hitem?