Przez lata polscy fani mogli liczyć jedynie na Adama Małysza w czołówce najważniejszych zawodów w skokach narciarskich. Po nim nadszedł czas dominacji Kamila Stocha, ale on ma przy sobie również wspaniałych Dawida Kubackiego i Piotra Żyłę, dzięki czemu Polacy mogą sięgać po laury także w drużynie. „Samotność” Małysza sprawiała, że uwaga fanów skupiona była przede wszystkim na nim i tak, jak jego wspierali najmocniej, tak też jego największych rywali darzyli wielką niechęcią. Z czasem potrafiło się to zmienić, tak jak w przypadku Janne Ahonena, z którym nie raz Polak toczył wspaniałe boje na skoczni. Fin, który jest m.in. rekordzistą w liczbie wygranych w Turnieju Czterech Skoczni, postanowił zdradzić nieco więcej na temat swojej przeszłości i kariery. W rozmowie z „Przeglądem Sportowym” opowiedział choćby o tym, jak nieomal nie pobił rekordu świata w długości lotu będąc... na kacu! A wszystko mogło równie dobrze skończyć się tragedią...
Janne Ahonen nie gryzł się w język. Tuż przed zawodami przeholował
Janne Ahonen wielu fanom może wydawać się człowiekiem, który stroni od alkoholu. Fin zawsze uchodził za cichego i niezbyt towarzyskiego. Co ciekawe, od 2013 faktycznie Ahonen nie pije alkoholu, ale wcześniej zdarzało mu się przesadzić nawet przed zawodami. Jedną z takich historii opowiedział w rozmowie z „Przeglądem Sportowym”. – To jedno z moich gorszych wspomnień. Zrobiłem wtedy coś, czego po latach żałuję. Sezon 2004/05 był dla mnie znakomity: okazałem się najlepszy w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata, zwyciężyłem w Turnieju Czterech Skoczni, a na mistrzostwach świata wywalczyłem trzy medale. Kończyłem wyjątkowy okres i w sobotę wieczorem pomyśleliśmy z kolegami z kadry: "Kupmy trochę piw. Wypijemy je w niedzielę po zawodach. W końcu trzeba godnie uczcić takie wyniki". Problem polegał na tym, że zaczęliśmy pić już w sobotę – opowiadał Ahonen. Problemu być może by nie było, gdyby Fin w porę skończył...
– Najpierw po jednym piwie. To co - może następne? Później poszło trzecie, czwarte. Było nas chyba trzech, kolega kupił ponad 20 piw, a w pewnym momencie nie mieliśmy już żadnego. Położyliśmy się nad ranem. Niedługo później znów trzeba było skakać, w dodatku na mamuciej skoczni. I wtedy akurat pojawiła się szansa na rekord świata. To był trudny dzień, ale sam byłem sobie winien, że tamten skok tak źle się skończył – podkreślił Ahonen. Wówczas Fin skoczył na mamuciej skoczni w Planicy 240 metrów (wtedy to byłby rekord świata), ale swojego skoku nie ustał. Z jednej strony mógł na kacu dokonać rzeczy historycznej, z drugiej niewiele brakowało do groźnego upadku i tragedii.