"Super Express": - W weekend w Heerenveen odbędą się ostatnie zawody Pucharu Świata, w którym zajmujesz trzecie miejsce na 1500 m. Masz szansę na obronę tytułu sprzed roku?
Zbigniew Bródka: - Musiałbym wygrać, a wyprzedzający mnie lider PŚ Shani Davis i drugi Koen Verweij nie mogą się znaleźć wyżej niż na trzecim miejscu. Oni będą jechać po mnie, więc są w lepszej sytuacji. Mnie pozostaje zrobić wszystko, co mogę, i czekać na odpowiedź rywali. Jestem wciąż w dobrej formie. Nawet trochę mnie to zaskoczyło, że po igrzyskach i całym związanym z nimi zamieszaniu nie odczuwam przemęczenia. W ostatnich zawodach PŚ w Inzell na finiszowym kółku na 1500 m osiągnąłem najlepszy czas ze wszystkich, więc nie jest źle.
HARRACHOV, kwalifikacje na żywo. Relacja LIVE w Internecie
- W Polsce stałeś się bohaterem, zaskoczyła cię bródkomania?
- Przede wszystkim to było bardzo miłe. Nie zdarzyło mi się dotychczas, żeby cokolwiek świętować dłużej niż jeden dzień, a tu codziennie kto inny mnie honorował i przyjmował. Nie spodziewałem się aż takiej liczby gratulacji i dowodów uznania. Nie byłem w stanie ze wszystkimi podzielić się radością. Nawet dla rodziny nie miałem tyle czasu, ile bym chciał, chociaż 2-3 dni to i tak było sporo.
- Po sezonie znajdzie się wreszcie czas na rodzinne wakacje?
- Miałem startować w wielobojowych mistrzostwach świata pod koniec marca, ale to nie jest moja specjalność, realnie może mógłbym się znaleźć w ósemce i tyle. Myślę o tym, żeby skrócić sezon i w końcu odpocząć, ale jeszcze nie podjąłem decyzji.
- Wolnego tak czy inaczej nie będziesz miał za wiele?
- Nie, bo od kwietnia wracam do swojej macierzystej jednostki ratowniczo-gaśniczej w Łowiczu. Nic się nie zmienia, jestem strażakiem i będę normalnie dyżurował w systemie zmianowym 24/48, czyli 24 godziny służby i 48 godzin odpoczynku, z tym że cały czas pod telefonem, gdybym był pilnie potrzebny. A od połowy kwietnia pomału już trzeba wracać do normalnego treningu. Zresztą bardzo nie lubię długiej przerwy, to rozleniwia.