Iga Świątek z rozmowie z Anitą Werner opowiedziała o tym, jak dowiedziała się, że w jej organizmie wykryto zakazaną substancję. Zdradziła też, ile pieniędzy wydała na swoją obronę i poszukiwanie dowodów. Mistrzyni Roland Garros skomentowała też krytyczne głosy kierowane pod adresem jej oraz tenisowych władz po wybuchu całej afery. Jewgienij Kafielnikow domagał się nawet dożywotniego zdyskwalifikowania Igi Świątek i innych tenisistów, w których organizmie wykryto zakazany doping.
- A od kiedy on nie gra w tenisa? Długo? Myślę, że od czasów, kiedy on był na korcie, dużo się zmieniło i sama medycyna i właśnie wykrywalność oraz prawdopodobieństwo tego, że takie sytuacje będą występowały, bo myślę, że nie przeczytał dokumentacji każdego z nas i nie rozumie, na czym te sprawy polegają, więc po prostu to zignoruję - stwierdziła Iga Świątek, komentując wypowiedzi Jewgienija Kafielnikowa.
Iga Świątek zdradziła, że dostała dużo wiadomości od innych tenisistek. - Było dużo oznak wsparcia, zwłaszcza w prywatnych wiadomościach, rozmawiałam z wieloma zawodniczkami i właściwie większość z nich powiedziała mi, że to jest też dla nich największy strach po prostu, że takie coś może przytrafić się im i pytały się, co teraz zrobię. Pytały się, co to był za lek, skąd ta melatonina, więc na pewno czułam od nich wsparcie i zrozumienie i myślę, że większość sportowców zdaje sobie sprawę, że to może przytrafić się też im, ale wiadomo, są wyjątki - powiedziała Iga Świątek.
ZOBACZ: To on dostarczył Idze Świątek ważne dowody! Teraz kpi z kary dla Polki!
Iga Świątek nie ukrywa, że jej sprawa powinna skłonić tenisowe władze do zmiany zasad, aby uniknąć tego typu sytuacji. - Przede wszystkim myślę, że system jest bardzo wymagający i rygorystyczny, chociażby sam fakt, że przepisy antydopingowe różnią się od tych przepisów farmaceutycznych i są bardziej obostrzone niż te farmaceutyczne, sprawia, że mogą pojawić się takie sytuacje - powiedziała Iga, a na pytanie, kto w tej sytuacji zawinił, odparła: - Na pewno nie ja i zresztą to udowodniłam. Myślę, że to był ogromny pech, takie zrządzenie losu, właśnie jedna z tych rzeczy, na które w życiu nie ma się wpływu. Zastanawiam się nad tym, jak możemy coś zmienić, bo prawda jest taka, że i tak miałam dużo szczęścia w tej sytuacji. W ogóle sam fakt, że miałam tą melatoninę jeszcze ze sobą, miałam coś, co mogłabym przebadać i to, że mogłam znaleźć to źródło tak szybko, to jest pewne szczęście w tym nieszczęściu, ale wiem, że niektórzy zawodnicy nie mają już na przykład po miesiącu, czy po dwóch tak prawdopodobnej sytuacji borykają się z takimi problemami latami, więc bez słuchań przepisy wymagają aktualizacji, co zresztą mówią eksperci i w pewnym sensie powtarzamy ich słowa, bo laboratoria będą coraz bardziej dokładne, a priorytetem producentów nie jest zastanawianie się nad tym, z czym sportowcy ewentualnie mogą się borykać, gdy jakiś lek będzie zanieczyszczony, ale no niestety my jako sportowcy musimy myśleć o takich rzeczach i w pewnym sensie musimy też właśnie zadbać o siebie, więc mamy nadzieję, że w przyszłości będzie okazja - analizowała Iga Światek.