Iga Świątek w rozmowie z Anitą Werner opowiedziała, w jakich okolicznościach dowiedziała się o tym, że w pobranej w Cincinnati próbce jej moczu wykryto zakazaną substancję.
- Byłam na sesji zdjęciowej. Moja reakcja była bardzo gwałtowna. Właściwie była to mieszanka niezrozumienia i paniki, było dużo płaczu - wspomina Iga Świątek, która o pozytywnym wyniku badań dowiedziała się w mailu w połowie września (próbkę pobrano w połowie sierpnia). - Dostajemy powiadomienie mailowo, SMS-em, jeśli jest jakikolwiek problem, albo na przykład, jeśli jest jakieś powiadomienie, że musimy uzupełnić coś w naszych dokumentach. I tym razem otworzyłam tego maila. Myślałam, że to jest po prostu powiadomienie, które automatycznie dostają zawodnicy, gdy na przykład musimy coś zrobić, ale tym razem okazało się, że był to mail o wiele bardziej poważny i generalnie nie byłam w stanie go doczytać do końca, bo już zalałam się łzami - opowiedziała Iga Świątek. - Moje menedżerki były ze mną i w sumie mi powiedziały, że moja reakcja była taka, że myślały, że ktoś zmarł, albo coś poważnego się zdarzyło ze zdrowiem. Cieszę się, że nie byłam sama, bo mogłam oddać im telefon i pokazać, co się stało. Pomyślałam, że może to była jakaś pomyłka. Sama nazwa tej substancji była dla mnie kompletnie obca, więc nigdy nie słyszałam w ogóle o pochodzeniu do jakiejś substancji - dodała mistrzyni Roland Garros.
ZOBACZ: To on dostarczył Idze Świątek ważne dowody! Teraz kpi z kary dla Polki!
Iga Świątek wyjawiła, że po informacji o tym, że grozi jej długa dyskwalifikacja, miała problemy, żeby znaleźć motywację do dalszych treningów. - Na początku w ogóle myślałam, że to wszystko mnie spotkało przez to, że gram w tenisa, więc samo wychodzenie na kort było po prostu bolesne. Właściwie, gdyby nie mój sparingpartner Tomek Moczek, który właściwie robił ze mną na początku takie treningi, jakie robi się dzieciom, bawiliśmy się na korcie, to w ogóle bym nie wychodziła na kort - zwierzała się Iga. - Może nie każdy chce o tym słuchać, bo ludzie lubią słuchać historii, które inspirują i które pokazują, że kocha się to bezwarunkową miłością. Prawda jest taka, że ja kocham grać w tenisa, ale nie kocham go na tyle, żeby poświęcać swój honor albo swoje wartości - dodała.
- Myślę, że największą dla mnie nauczką jest to, że nie zawsze będę miała nad wszystkim kontrolę, a jestem osobą, która lubi ją mieć, która kontroluje każdy aspekt swojego życia. To, że mój los nie jest w moich rękach i to czy będę mogła grać w tenisa zależy właściwie od czynników, na które nie do końca mam wpływ, w pewnym sensie nauczyło mnie tego, że takie sytuacje w życiu będą się pojawiały i trzeba sobie z nimi radzić - dzieliła się przemyśleniami Iga Świątek. - Ta sytuacja uświadomiła mi też, jak bardzo to kocham. Wiadomo, ja bardzo lubię grać w tenisa, ale dla mnie to nie była taka miłość od pierwszego obejrzenia. A tym razem kolejny raz życie pokazało mi, że mogłabym poświęcić dla tenisa wszystko. Myślę, że właśnie byłam w stanie docenić coś, co na pewien czas zostało mi odebrane - stwierdziła.
Iga Świątek nie ukrywa, że jej sprawa powinna skłonić tenisowe władze do zmiany zasad, aby uniknąć tego typu sytuacji. - Przede wszystkim myślę, że system jest bardzo wymagający i rygorystyczny, chociażby sam fakt, że przepisy antydopingowe różnią się od tych przepisów farmaceutycznych i są bardziej obostrzone niż te farmaceutyczne, sprawia, że mogą pojawić się takie sytuacje - powiedziała Iga, a na pytanie, kto w tej sytuacji zawinił, odparła: - Na pewno nie ja i zresztą to udowodniłam. Myślę, że to był ogromny pech, takie zrządzenie losu, właśnie jedna z tych rzeczy, na które w życiu nie ma się wpływu. Zastanawiam się nad tym, jak możemy coś zmienić, bo prawda jest taka, że i tak miałam dużo szczęścia w tej sytuacji. W ogóle sam fakt, że miałam tą melatoninę jeszcze ze sobą, miałam coś, co mogłabym przebadać i to, że mogłam znaleźć to źródło tak szybko, to jest pewne szczęście w tym nieszczęściu, ale wiem, że niektórzy zawodnicy nie mają już na przykład po miesiącu, czy po dwóch tak prawdopodobnej sytuacji borykają się z takimi problemami latami, więc bez słuchań przepisy wymagają aktualizacji, co zresztą mówią eksperci i w pewnym sensie powtarzamy ich słowa, bo laboratoria będą coraz bardziej dokładne, a priorytetem producentów nie jest zastanawianie się nad tym, z czym sportowcy ewentualnie mogą się borykać, gdy jakiś lek będzie zanieczyszczony, ale no niestety my jako sportowcy musimy myśleć o takich rzeczach i w pewnym sensie musimy też właśnie zadbać o siebie, więc mamy nadzieję, że w przyszłości będzie okazja - analizowała Iga Światek.
Niestety cała sprawa może mieć swoją kontynuację. Światowa Agencja Antydopingowa (WADA) może wnieść apelację, domagając się surowszej kary dla Igi Świątek. Tak jak zrobiła to w przypadku Jannik Sinnera.
NIE PRZEGAP: Jessica Pegula ostro o sprawie Igi Świątek! Przyjmuje jej wyjaśnienia, ale też zgłasza pretensje!
- Wiadomo, prawdopodobieństwo apelacji WADA istnieje, ale myślę, że nie mają podstaw do tego, ponieważ sama byłam w środku tego procesu i wiem, że wszystko przeprowadziliśmy od A do Z porządnie, patrzyliśmy na każdy detal, przedstawiliśmy dowody bardzo szerokie i właściwie nie widzę tutaj żadnego problemu w tej sytuacji, więc nie ma podstaw myślę do tego, żeby się odwoływać - stwierdziła Iga Świątek, która odniosła się do zarzutów, że tenisowe władze nie traktują wszystkich jednakowo. - Prawda jest taka, że każdy z naszych przypadków jest zupełnie różny i ten proces udowadniania niewinności też w takim razie będzie różny i ciężko tutaj porównywać mnie do Sinnera, do Halep, do Kamila Majchrzaka, ponieważ każdy z nas boryka się w pewnym sensie z innym problemem, więc przede wszystkim myślę, że to jest pytanie bardziej do ITIA, a nie do zawodnika, ponieważ to mój los tak samo jak los innych był w ich rękach i to oni w pewnym sensie decydują jak każdy z nas się potoczy i ufam w to, że ten proces jest obiektywny i wszystko jest robione zgodnie z regulaminem i nikt nie ocenia zawodnika tak albo inaczej ze względu na jego pozycję, ale to czym w rzeczywistości tak jest, to myślę, że to jest właśnie pytanie do ITIA - dodała.
Iga Świątek zdradziła też, ile pieniędzy wydała na cały proces poszukiwania dowodów i udowadniania swojej niewinności. - Na prawnika wydałam 70 tysięcy dolarów, a na testy i na ekspertyzy ekspertów z 15 tysięcy euro. No i jeszcze dochodzi strata premie w Cincinnati, ale szczerze mówiąc nie miało to znaczenia. Najważniejsze było dla mnie to, żeby udowodnić swoją niewinność - podkreślała. - Na początku moją głównym problemem było po prostu udowodnienie niewinności, ale gdy już to udowodniłam to najbardziej bałam się reakcji opinii publicznej i tego, co ludzie będą o mnie myśleć, gdy moje nazwisko przyjdzie im do głowy, więc mam nadzieję, że mimo wszystko będą w stanie - tak jak ja - zostawić to za sobą.