"Super Express": Po tej eksplozji formy i świetnych występach w USA czujesz euforię czy jednak niedosyt?
Hubert Hurkacz: Lekki niedosyt jest, bo w tych turniejach można było ugrać jeszcze więcej. Ale z drugiej strony doceniam to co udało się osiągnąć. Na pewno był to dla mnie super miesiąc i duży krok w karierze. W USA pokonałem zawodników z czołówki rankingu, co dało mi dużo pewności siebie. Za mną bardzo cenne doświadczenie, które powinno procentować w przyszłości. To był udany okres, ale moje ambicje są dużo większe.
- Przed turniejami w USA twoim trenerem został Craig Boynton (prowadził m.in. Jima Couriera i Johna Isnera - red.). Ta współpraca będzie kontynuowana?
- Tak. To fenomenalny szkoleniowiec, a praca z kimś takim jest dla mnie dużym wyróżnieniem. Jego cenne uwagi miały ogromny wpływ na moje ostatnie wyniki. Myślę, że ta współpraca może potrwać nawet wiele lat.
- Teraz seria turniejów na mączce. Lubisz grać na kortach ziemnych?
- Nie mam jednej ulubionej nawierzchni i myślę, że na mączce mogę odnosić sukcesy. Rok temu właśnie na kortach ziemnych uzyskiwałem dobre wyniki. Od niedzieli będę już trenować w Monte Carlo, gdzie zagram najbliższy turniej (14 kwietnia, red). Trener Craig Boynton pomógł mi umówić się na wspólne treningi z Alexandrem Zverevem (nr 3 ATP). To fantastyczny zawodnik, więc dla mnie to niesamowita okazja.
- W marcu uzbierałeś z turniejowych premii 306 tysięcy dolarów. Na co planujesz je wydać? Jakiś super samochód?
- Po prostu zainwestuję je w dalszą karierę. Tenis to duże premie, ale też duże koszty. Podróże z całym sztabem dużo kosztują i cieszę się, że dzięki ostatnim sukcesom zyskałem kolejne środki, dzięki którym będę mógł się rozwijać, stając się coraz lepszym tenisistą. Przede mnie jeszcze dużo rzeczy do poprawy.
- Oficjalny serwis ATP w artykule poświęconym twoim ostatnim sukcesom nazwał cię "Cichym Zabójcą". Skromny, cichy, bardzo grzeczny, ale na korcie pogromca gwiazd. Podoba ci się ten przydomek?
- Cichy zabójca? Podoba mi się. Myślę, że jest OK.