Iga Świątek tłumaczy się po Indian Wells
Po półfinale Indian Wells z Mirrą Andriejewą na Igę Świątek spadła spora krytyka. W dużej mierze nie za samą porażką, a za postawę Polki, która kolejny raz w ostatnim czasie nie utrzymała na korcie nerwów na wodzy, gdy sytuacja nie układała się po jej myśli. Głównym tematem dyskusji stał się moment, w którym z wściekłości uderzyła piłkę blisko chłopca od podawania piłek, co mogło skończyć się tragicznie - uszczerbkiem na jego zdrowiu, a sportowo dyskwalifikacją Polki w trakcie meczu. Na szczęście piłka nie trafiła ballboya i Świątek nie poszła w ślady m.in. Novaka Djokovicia z US Open 2020. Mleko się jednak wylało i wiceliderka rankingu WTA poczuła się wywołana do tablicy. Kilka dni po porażce Świątek opublikowała w mediach społecznościowych oficjalne i wyczerpujące oświadczenie.
Gorzkie słowa Igi Świątek po porażce z Mirrą Andriejewą: "Ciężko to wytłumaczyć"
Świątek w centrum burzy przedstawia swoją perspektywę
"Jeden z moich ulubionych turniejów w tym roku za mną. Powoli idę w kierunku, w którym chcę i wyjeżdżam stąd z dobrze wykonaną pracą, wieloma dobrymi wspomnieniami, ale i z lekcjami. Widzę co w ostatnim czasie mówi się o zmianie mojego zachowania na korcie, o emocjach. Mimo tego, że nie czuję się komfortowo z tłumaczeniem się, czas żebym przedstawiła moją perspektywę i ucięła spekulacje i teorie wyssane z palca" - zaczęła Świątek.
Szokujące słowa Aryny Sabalenki. Naprawdę powiedziała to po porażce z pogromczynią Świątek
"Po pierwsze, sytuacja z ostatniego meczu. Prawdą jest, że dałam upust emocjom w sposób, z którego nie jestem dumna. Moim celem nie było jednak wycelowanie piłki w nikogo, a upust frustracji poprzez odbicie piłki w ziemię. Od razu przeprosiłam ball boya, złapaliśmy kontakt wzrokowy i obydwoje skinęliśmy do siebie głowami, gdy przeprosiłam za to, że wydarzyło się to blisko niego. Wiele razy widziałam innych zawodników uderzających piłką w ziemię z frustracji i nie spodziewałam się takich drastycznych ocen. Zazwyczaj hamuję takie impulsy, więc pół żartem pół serio mogę powiedzieć, że nie mam w tym doświadczenia, i że w złości źle tą piłką przycelowałam" - odpowiedziała najpierw na najgłośniejsze zarzuty.
"Po drugie, wyrażanie emocji. Druga połowa ubiegłego roku to dla mnie czas bardzo trudnych doświadczeń. Szczególnie sprawa pozytywnego testu i to, w jaki, zupełnie niezależny ode mnie sposób, utraciłam możliwość walki o najwyższe sportowe cele pod koniec sezonu. To wszystko sprawiło, że pewne rzeczy w sobie układam na nowo. W Australii, po słabszych rezultatach w zeszłych latach, grałam kompletnie bez oczekiwań, w skupieniu na pracy z akceptacją, że kolejne AO może potoczyć się nie po mojej myśli niezależnie od moich starań" - kontynuowała.
"Również dzięki temu zagrałam bardzo dobrze i byłam blisko finału. Na Bliskim Wschodzie uderzyło mnie, że moja sprawa dopingowa i to, że nie zagrałam dwóch wysoko punktowanych turniejów w październiku oraz wyniki z zeszłego roku (wygranie 4 tysięczników i Szlema w pierwszej połowie zeszłego sezonu) będą się za mną ciągnąć i uniemożliwią mi powrót na pozycję numer jeden. Bardzo mnie to rozgoryczyło. Można to było zobaczyć na korcie w Dubaju i na pewno wiem, że kontynuowanie gry gdy wracam do przeszłości i frustruję się tym, na co nie mam już wpływu, to nie jest dobra droga" - Świątek odniosła się do ostatnich turniejów w Dosze, Dubaju i Indian Wells.
"Wyłapaliśmy ten problem praktycznie od razu, gdy się pojawił (mogę się założyć, że z doświadczeniem mojego teamu o wiele szybciej, niż można byłoby przypuszczać), ale na przepracowanie tego i zmianę perspektywy potrzeba czasu i mojej dużej pracy przy wsparciu mojego zespołu" - zaznaczyła, po czym przeszła do kolejnych dwóch kwestii.
"Po pierwsze, praca nad sobą. Nie działa ona tak, że kiedy raz coś osiągnęliśmy, to zostaje to z nami na zawsze. Czasami robimy dwa kroki do przodu i jeden do tyłu. Mierzę się z nowymi elementami tej układanki: zmieniają się okoliczności, moje doświadczenia, zmieniam się ja sama, moje przeciwniczki i muszę się w tym odnaleźć. Nie zawsze jest łatwo i mi teraz najłatwiej nie jest
W sporcie nie ma robotów. Trzy sezony zagrałam wspaniale, ale nic nie przychodzi samo i nie jest powiedziane, że wyniki zawsze będą "przychodziły" (a raczej będę je osiągała) ze swobodą i kontrolą. Tak działa życie i tak działa sport. Ja sama czasami o tym zapominam" - omówiła pierwszą.
"Po drugie, ciągłe ocenianie. Kiedy jestem bardzo skupiona i nie okazuję zbyt wielu emocji na korcie nazywana jestem robotem, a moja postawa nieludzką. Gdy teraz okazuję ich więcej, gdy przeżywam niektóre sytuacje lub nawet czasami trochę walczę ze sobą, okazuje się, że jestem niedojrzała i histeryczna. To nie jest dobry standard szczególnie, że pół roku temu miałam poczucie, że moja kariera wisiała na włosku, przez trzy tygodnie codziennie płakałam i nie chciałam wychodzić na kort. I dziś po wszystkich tych doświadczeniach jeszcze się godzę z tym, co mnie spotkało, przerabiam to" - wróciła do trudnych chwil z dopingowej afery.
Iga Świątek nie zna prawdziwego życia?! Mocne słowa eksperta. „Ktoś ją widział na dyskotece?”
"Czy to co piszę cokolwiek zmieni? Wątpię, bo widzę wyraźnie, jak lubimy oceniać, budować teorie, dawać sobie prawo do narzucania innym swoich opinii, ale może choć kilka osób, które chciałyby rozumieć, co się u mnie dzieje faktycznie to zrozumie. Na pewno nie jest to mój standard i nie podoba mi się wpisywanie mnie i mojego zespołu w ramy zewnętrznych oczekiwań.
Niemniej, za wsparcie świadomych kibiców bardzo dziękuję i chcę, żeby wiedzieli, że jestem wdzięczna za ich życzliwość. Wiem, że nigdy nie zadowolę wszystkich. Idę własną drogą. Staram się dawać kibicom radość z oglądania moich meczów, a dzieciakom dobry przykład i inspirację. Pracuję nad sobą, stawiam sobie ambitne cele (może czasami za ambitne). I wierzę, że czasami robiąc dwa kroki do przodu i jeden do tyłu, w swoim tempie do nich dojdę.
Do zobaczenia w Miami" - zakończyła Świątek.